wtorek, 25 marca 2014
Smaki podkarpacia i pierogi razowe z grzybami i boczkiem
Ostatnio wywiało mnie razem z dzieciarnią w podkarpackie. W końcu ferie były i na nartach trza pozjeżdżać. A Bieszczady, to takie troszkę wyższe pagórki, więc do nauki jazdy dla 4 letnich urwisów dobre. Pogoda, jak zwykle psikusa spłatała, ale nie ma co, pomyślałam i wyruszyłam na wyprawę w błotniste krainy. Cały wyjazd można było zaliczyć do jednej wielkiej niespodzianki. Po pierwsze primo - jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam na stoku z wyciągiem śnieg. Aż mi ślipia na wierzch wyszły, gdy tak stałam prawie po kolana w błocie. Wystarczyło zrobić jeden mały krok, by wejść na biel i obetrzeć buty z paciai. Po "drugie primo" - kuchnia. Jakoś do tej pory kojarzyła mi się z kuchnią cholernie tłustą. Zostałam nią jednak mile zaskoczona. Oprócz wszechobecnych w terenach górskich pstrągów, można było przede wszystkim zjeść fuczki - czyli placki z kiszoną kapustą, stolniki - gołąbki, które zamiast mięsa mają kartofle (nota bene pyszności), czy hreczanyki, będące potrawą ukraińską, a na nasze, to kotlety z kaszy gryczanej.
I tu z tego miejsca chciałabym wszystkich zaprosić do Zahutynia (koło Sanoka) do Chaty Starych Znajomych na przepyszne pierogi razowe z grzybami i boczkiem. Po prostu niebo w gębie. I od razu zaznaczam, że za reklamę nikt mi nie płaci. Sam zajazd miejscem przyjaznym jest. Drewniana piętrowa chata, ma i kącik dla dzieciarni (dość bogaty w zabawki), plac zabaw, z którego mi nie chcieli wyjść, ogródek. Co na piętrze się znajduje - nie wiem, gdyż nie wchodziłam, ale dół obfituje w pluszowe misie, co jest całkiem miłym akcentem wyróżniającym przydrożne przybytki.
Niemniej zachwycona tymi pierogami, chciałam i ja je zrobić. Oto co mi wyszło:
Pierogi razowe z grzybami i boczkiem
Ciasto:
- 0,5 kg mąki razowej (ja dałam żytniej)
- ok. szklanki ciepłej wody
- 0,5 łyżeczki soli
- 1 żółtko
- 2 łyżki oliwy
Farsz:
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- szklanka suszonych grzybów
- 150 g wędzonego boczku
- 3 ziela angielskie
- 2 małe listki laurowe
Grzyby zalewamy wrzątkiem (szybciej nasiąkną) i odstawiamy na godzinę. W międzyczasie podsmażamy pokrojoną w drobną kostkę cebulkę i także pokrojony boczek. Dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek. Grzyby wyjmujemy z wody i kroimy (można przemielić przez maszynkę). Dorzucamy do reszty i dodajemy ziele angielskie oraz liście laurowe. Boczek sam w sobie jest słony, więc soli raczej już potrzebować nie będziemy, jednakże jeśli ktoś lubi dużo soli, to niech się nie krępuje ;). Smażymy jakieś 10 minut i odstawiamy.
Mąkę przesiewamy, robimy kopczyk, a w nim dołek. Wbijamy żółtko i powoli dolewamy wodę i oliwę, zagniatając ciasto. Rozwałkowujemy i szklanką wykrawamy kółka, na każde z nich nakładamy farsz i kleimy pierogi.Mała uwaga: mąkę razową trzeba naprawdę cienko rozwałkować.
W dużym garnku zagotowujemy wodę z solą i ulepione pierogi wrzucamy się na gotujący się cały czas wrzątek. Gdy pierogi wypłyną na wierzch, gotujemy jeszcze około 10 minut (w przypadku pszennej mąki razowej powinno to być 5-7 minut) i wyławiamy. Gotowe pierogi możemy okrasić masłem lub skwarkami.
Smacznego!
Etykiety:
Gotowanie,
Na obiad,
Niski i średni indeks glikemiczny
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brzmi pysznie :D Ale nic w tym dziwnego - kocham pierogi (chyba, że są z serem :/) Hahaha tak czytałam sobie nazwy lokalnych potraw i chyba nie odnalazłabym się w menu :D na szczęście każdy region ma nieco zdrowych dań, a więc nie karmią nas golonką z bigosem :D Niemniej, zazdroszczę śniegu. Ja cały czas łażę po warszawskim błocie, a śnieg po raz ostatni widziałam w święta... :)
OdpowiedzUsuńA ja uwielbiam wszelkiej maści ;) Te zesrem są pyszne, ale jeśli rodzynek nie dajemy. Chyba, że mówisz o ruskich. Wtedy daję więcej sera, żeby miały smak ;)
OdpowiedzUsuńCo do kuchni regionalnej, to do tej pory nie pamiętam nazw, ale smaki zdecydowanie tak. W sumie to zastanawiam się czemu akurat tam ta kuchnia nie jest tak tłusta, jak np. w Tatrach.