poniedziałek, 31 marca 2014

Sos porowo - cydrowy, idealny do rybki


Od jakiegoś czasu chodził za mną cydr. Wcześniej go nie piłam, więc nawet nie wyobrażałam sobie jak smakuje. Gdy weszłam niedawno do jednego z pobliskich hipermarketów, rzucił się wręcz na mnie i nie chciał odkleić. A opędzałam się od niego jak mogłam. Uparciuch wracał ciągle do koszyka. Oczywiście zamiast wypić butelczynę owego trunku (a miała 0,33l), postanowiłam zrobić sos na jego bazie. Do tego dodatek porów i viola. Sosik ze względu na swój kwaskowaty smak idealnie nadaje się do ryb. 


Sos porowo - cydrowy
- 1 duży por
- pół szklanki cydru
- 30 g masła
-  250 ml śmietany
- sól, pieprz

Na patelni rozpuszczamy masło i wrzucamy na nie dość drobno pokrojonego pora. Gdy por się zeszkli dolewamy cydr. Będzie się fajnie pienił. Odparowujemy mniej więcej do połowy objętości. Dodajemy stopniowo śmietanę. Doprawiamy solą i pieprzem.

Smacznego!

wtorek, 25 marca 2014

Smaki podkarpacia i pierogi razowe z grzybami i boczkiem


Ostatnio wywiało mnie razem z dzieciarnią w podkarpackie. W końcu ferie były i na nartach trza pozjeżdżać. A Bieszczady, to takie troszkę wyższe pagórki, więc do nauki jazdy dla 4 letnich urwisów dobre. Pogoda, jak zwykle psikusa spłatała, ale nie ma co, pomyślałam i wyruszyłam na wyprawę w błotniste krainy. Cały wyjazd można było zaliczyć do jednej wielkiej niespodzianki. Po pierwsze primo - jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam na stoku z wyciągiem śnieg. Aż mi ślipia na wierzch wyszły, gdy tak stałam prawie po kolana w błocie. Wystarczyło zrobić jeden mały krok, by wejść na biel i obetrzeć buty z paciai. Po "drugie primo" - kuchnia. Jakoś do tej pory kojarzyła mi się z kuchnią cholernie tłustą. Zostałam nią jednak mile zaskoczona. Oprócz wszechobecnych w terenach górskich pstrągów, można było przede wszystkim zjeść fuczki - czyli placki z kiszoną kapustą, stolniki - gołąbki, które zamiast mięsa mają kartofle (nota bene pyszności), czy hreczanyki, będące potrawą ukraińską, a na nasze, to kotlety z kaszy gryczanej.

I tu z tego miejsca chciałabym wszystkich zaprosić do Zahutynia (koło Sanoka) do Chaty Starych Znajomych na przepyszne pierogi razowe z grzybami i boczkiem. Po prostu niebo w gębie. I od razu zaznaczam, że za reklamę nikt mi nie płaci. Sam zajazd miejscem przyjaznym jest. Drewniana piętrowa chata, ma i kącik dla dzieciarni (dość bogaty w zabawki), plac zabaw, z którego mi nie chcieli wyjść, ogródek. Co na piętrze się znajduje - nie wiem, gdyż nie wchodziłam, ale dół obfituje w pluszowe misie, co jest całkiem miłym akcentem wyróżniającym przydrożne przybytki.

Niemniej zachwycona tymi pierogami, chciałam i ja je zrobić. Oto co mi wyszło:




Pierogi razowe z grzybami i boczkiem

Ciasto:
- 0,5 kg mąki razowej (ja dałam żytniej)
- ok. szklanki ciepłej wody
- 0,5 łyżeczki soli
- 1 żółtko
- 2 łyżki oliwy

Farsz:
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- szklanka suszonych grzybów 
- 150 g wędzonego boczku
- 3 ziela angielskie 
- 2 małe listki laurowe


Grzyby zalewamy wrzątkiem (szybciej nasiąkną) i odstawiamy na godzinę. W międzyczasie podsmażamy pokrojoną w drobną kostkę cebulkę i także pokrojony boczek. Dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek. Grzyby wyjmujemy z wody i kroimy (można przemielić przez maszynkę). Dorzucamy do reszty i dodajemy ziele angielskie oraz liście laurowe. Boczek sam w sobie jest słony, więc soli raczej już potrzebować nie będziemy, jednakże jeśli ktoś lubi dużo soli, to niech się nie krępuje ;). Smażymy jakieś 10 minut i odstawiamy.

Mąkę przesiewamy, robimy kopczyk, a w nim dołek. Wbijamy żółtko i powoli dolewamy wodę i oliwę, zagniatając ciasto. Rozwałkowujemy i szklanką wykrawamy kółka, na każde z nich nakładamy farsz i kleimy pierogi.Mała uwaga: mąkę razową trzeba naprawdę cienko rozwałkować.

W dużym garnku zagotowujemy wodę z solą i ulepione pierogi wrzucamy się na gotujący się cały czas wrzątek. Gdy pierogi wypłyną na wierzch, gotujemy jeszcze około 10 minut (w przypadku pszennej mąki razowej powinno to być 5-7 minut) i wyławiamy. Gotowe pierogi możemy okrasić masłem lub skwarkami.


Smacznego!

niedziela, 23 marca 2014

Na dobry wieczór - chipsy z cukinii z parmezanem





Czasami, nawet będąc na diecie, chce nam się coś przegryźć. Szczególnie coś tak zwanie do filmu. Popcorn? Ma wysoki indeks glikemiczny. Chipsy ziemniaczane? Ta sama sytuacja, a jeszcze do tego ten tłuszcz. Blech. I właśnie wtedy na pomoc przychodzi cukinia w parze z parmezanem. Och jak mi się chciało czegoś takiego.


Chipsy z cukinii z parmezanem

- cukinia 1 średnia
- jajko 1szt.
- parmezan bądź inny twardy starty ser 40g
- czosnek 1 ząbek
- chilli szczypta

Nagrzewamy piekarnik do 200 st. C. Cukinię kroimy w plastry. Parmezan mieszamy z przeciśniętym przez praskę czosnkiem i chilli. W miseczce jeszcze rozbełtujemy jajko. Cukinię (każdy plasterek osobno) obtaczamy najpierw w jajku, potem w parmezanie. Układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce i wkładamy do nagrzanego piekarnika. Czas pieczenia - około 30 minut (w zależności od grubości plasterków)

Smacznego!

czwartek, 20 marca 2014

W poszukiwaniu składników na żur, czyli domowy zakwas


Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, w pewnym komunistycznym jeszcze kraju można było kupić dobry zakwas na żurek. I tak jak nasza kochana Oświecona Pomroczna 3 i 4 RP sprawiły, że wyprzedano co lepsze zakłady trudniące się ogólnie pojętą produkcją gastronomiczną, tak dobrego zakwasu ze świecą szukać. Pozostaje więc nam zrobić go własnoręcznie. Od razu odpowiednio doprawiony do naszego gustu. I pamiętamy: zakwas na żurek robi się z mąki ŻYTNIEJ, a na barszcz biały z PSZENNEJ. Właśnie tym się różnią owe tradycyjne polskie zupy.
Mój pierwszy zakwas na żurek powstał w sumie przez przypadek. Nastawiłam zakwas na chleb, a gdy przyjechała moja teściowa w odwiedziny, stwierdziła, że jak dodamy do niego przypraw, to za dwa dni będzie żur. Oczywiście przystałam ochoczo na tę propozycję. I tak właśnie powstał mój pierwszy, własnoręczny żurek pod okiem teściowej.


Zakwas na żurek:
- 8 łyżek mąki żytniej razowej
- 2 duże ząbki czosnku
- łyżeczka majeranku
- letnia przegotowana woda około 0,7l 


Do litrowego słoja, bądź glinianego naczynia wsypujemy mąkę, wrzucamy dość grubo pokrojony czosnek i majeranek. Zalewamy wodą, mieszamy i przykrywamy gazą, bądź ściereczką. Odstawiamy słój na 3-4 dni w ciepłe miejsce. W międzyczasie, gdy się kisi musimy od czasu do czasu mieszać, inaczej może nam wyjść ze słoika ;)

Gotowy zakwas wlewamy do gotującej się zupy, pamiętając , żeby zostawić go trochę. Dzięki temu, gdy będziemy robić następny, znacznie skrócimy czas kiszenia i będziemy potrzebować już tylko pięciu łyżek mąki. Resztki zakwasu można przechowywać nawet 3 miesiące.

Smacznego!

Domowy Wyrób

wtorek, 11 marca 2014

Köttbullar, czyli Ikea w każdym domu gości w kuchni



Wymyślanie obiadów dla trójki wybrednych klonów jest dość uciążliwe, szczególnie gdy owe łobuzy uwielbiają przede wszystkim mięcho w postaci wszelakiej, a warzywa im przez gardło przejść nie chcą. I wprawdzie duże piraciątko w końcu jakoś się daje przekonywać powoli do czegoś innego niż pomidorówka, danio i winogrona, tak młodsze jeszcze mają z tym lekki problem, przy czym jedno jest mimo wszystko bardziej skłonne do próbowania nowości niż drugie. Swoją drogą, jak sobie radzicie z takimi przypadkami jak moje? Jak namawiacie do jedzenia czegoś, czego zjeść nie chcą?

U nas w domu jest coś, co uwielbia każde z domowników. Są to oczywiście szwedzie Köttbullar, znane każdemu chyba bywalcowi ikei. Pulpeciki są na tyle pyszne, że dzisiaj postanowiłam spróbować zrobić je sama. Ja wiem, że wiele Polek próbowało je już zrobić, aczkolwiek jakoś nie dowierzam polskim stronom. Dlatego też odwiedziłam sporo adresów z rozwinięciem se i tłumaczem google na podorędziu ;) Zaopatrzona w ową wiedzę "u źródła" przeprowadziłam smakowity eksperyment, którego efekty znajdziecie poniżej


Köttbullar, czyli szwedzkie klopsiki

- 500g mięsa mielonego wieprzowo-wołowego
- 1,5 łyżeczki soli
- 1,5  szklanki mleka
- 1 szklanka bułki tartej żytniej (może być pszenna)
- pieprz czarny i zielony
- 1 cebula 
- 1 jajko

Mleko z bułką tartą mieszamy i szybko łączymy z mięsem. Musimy to zrobić naprawdę szybko, gdyż inaczej bułka nasiąknie i trzeba się będzie napocić, żeby połączyć ją z tym, co czerwone. Dosalamy i dopieprzamy. W międzyczasie kroimy cebulę w drobną kostkę, wrzucamy na patelnię i szklimy. Dorzucamy gotową cebulę do miski z mięsem. Mieszamy i formujemy kuleczki. Smażymy jak zwykłe kotlety mielone, obracając tylko co jakiś czas, żeby się równo przyrumieniły.


Smacznego!

niedziela, 9 marca 2014

Masło migdałowe


Ostatnio w pracy rozmawiałam na temat masła orzechowego. Podobno ktoś kiedyś widział takowe bez żadnych ulepszaczy i to do kupienia. Przy czym nie było to masło z orzechów ziemnych, tylko wszelakiej maści. Od nerkowców po słonecznika i wszystko w jednym słoiku. Niestety poszukiwania spełzły na niczym. Jednakowoż myśl o maśle jakoś się w moim łbie zagnieździła i co jakiś czas powracała. Niedawno, przeglądając szafki, natrafiłam na migdały. Oczywiście najpierw kilka wpakowałam sobie do ust, bo jednak co mandle, to mandle. Na początku pomyślałam, że może by tak machnąć marcepanik. Aczkolwiek znając mnie, to po 5 minutach by już go nie było to raz, a dwa, że w domu procentów brak. No niedoczekanie moje. Zemdli mnie chyba od procesowania myślowego. Dlatego idea o maśle wypłynęła dość szybko i zawładnęła mną. A wykonanie jest banalnie proste



Masło migdałowe

- 200g migdałów
- szczypta soli morskiej

Migdały wykładamy na blachę  i prażymy w temperaturze 180 st C przez 10 minut. Staną się wtedy kruche i nie zarżną nam miksera/blendera. Następnie wrzucamy do miski i mielimy. Może to potrwać nawet kilkanaście minut. Dosalamy solą morską i już. Alles. Prawda, że proste? Żeby nie powiedzieć "prostackie".

Smacznego!





Domowy Wyrób

piątek, 7 marca 2014

Mini sernicznki na migdałowym spodzie




Serniki są moją miłością odkąd odkryłam przepis mojego dziadka. Sernik zrobiony według tej receptury był wilgotny, rozpływający się w ustach i przede wszystkim bez rodzynek. Tych ostatnich nie znoszę nie tylko ja, ale wszyscy w mojej rodzinie. Za to kochamy orzechy wszelkiej maści. Z podróży w rejony śródziemnomorskie nigdy nie zapominamy przywieźć co najmniej kilku kilogramów pistacji. Jednakże dzisiaj nie o pistacjach, tylko o migdałach, których też mam zawsze pod dostatkiem. Dzisiaj były eksperymenty, czyli jak zrobić spód do serniczków z migdałów. Oraz jak długo pieką się mini serniczki w formie do muffinek.




Mini serniczki na migdałowym spodzie

Spód
- 100g migdałów
- 1 białko
- 1 łyżka fruktozy/cukru

Masa serowa
- 250g twarogu
- 1/4 kostki masła
- 3 jajka
- 3/4 szklanki fruktozy/ 1 szklanka cukru

Migdały wrzucamy do malaksera / food processora/ blendera (w zależności co akurat mamy w domu) i mielimy na drobno. Białko ubijamy na sztywną pianę. Cukier/fruktozę wsypujemy do migdałów i delikatnie mieszamy z pianą z białka. Przekładamy do foremek.
Żółtka z jajek ucieramy z cukrem/fruktozą. Dodajemy masło i dalej ucieramy. Miksturę mieszamy z twarogiem. I zapamiętać - nie wyjadamy! Białka ubijamy na sztywną pianę. I delikatnie dodajemy do masy twarogowej.Uwaga!  Jeśli uważamy, że masa jest zbyt płynna możemy dodać łyżkę kaszy mannej. Całość wykładamy na migdałowy spód. Jeśli jeszcze nie nagrzaliśmy piekarnika, to teraz jest najwyższy czas. Ustawiamy grzanie na 180 st C. Gdy już piekarnik jest odpowiednio gorący, wsuwamy do niego nasze serniczki i czekamy około 20-25 minut.

Smacznego!

środa, 5 marca 2014

W poszukiwaniu wiosny, czyli placki z cukinii i pora



Wczoraj miałam napad. Ale nie taki zwyczajny napad z bronią w ręku, tylko napad na wiosnę. Owoż ustrojstwo charakteryzuje się tym, że wypatruje się wszelakich oznak wiosny jako takiej. I ponieważ wszędzie już od kilku tygodni słychać śpiewy ptaków, a przebiśniegi to nie wytwór wyobraźni jakiegoś botanika (istnieją, a jakże, można je znaleźć już w Bieszczadach), to pąków na warszawskich drzewach nie uświadczyłam.
Dla zainteresowanych: przebiśnieg wygląda tak




 Dlatego też, szukałam owej zieleni wszędzie. I kiedy w sklepie zauważyłam cukinię, to stwierdziłam, hurrra, wiosna ;) Cukinia, sama będąc zielona, potrzebowała jeszcze zieleni (czego się nie robi mając fioła na jakimś punkcie), więc w koszyku wylądował jeszcze por i tak powstały:

Placki z cukinii i pora

- 1 dość spora cukinia
- 1 mały/ pół dużego pora
- pół szklanki mąki żytniej razowej
- 2 jajka
- ząbek czosnku
- łyżeczka soli
- szczypta chilli


Uzbrajamy się w cierpliwość, wprawiamy rękę w ruch wahadłowy i ścieramy cukinię na grubych oczkach tarki. Już? To teraz kroimy pora na jak najmniejsze kawałki. Nuda, nie? To teraz wrzucamy wszystko do miski. Oprócz czosnku, bo nad tym się najpierw trzeba poznęcać i przecisnąć go przez praskę. Ale po wymyślnych torturach dorzucamy i jego. Wszystko miąchamy. I smażymy na patelni skąpanej w gorącym oleju (dokładnie na takim samym, jak używamy do smażenia placków ziemniaczanych. Gotowe placki odsączmy na ręcznikach papierowych.


Smacznego!