środa, 8 października 2014

Lekkie curry z kurczakiem / Light chicken curry (Low GI)



Ostatnio pogoda wariuje. Dzięki temu, mam wrażenie, że przechodzę menopauzę. Rano jest mi zimno, po południu pocę się jak świnia, a wieczorem zamarzam. No niech mi ktoś powie, że to nie wygląda jak objawy menopauzy.
W sumie dzięki temu sięgnęłam po inspirację z kuchni indyjskiej. Smaki: słodki i ostry, teoretycznie na dwóch biegunach, a współgrający ze sobą, jak orkiestra symfoniczna.

Lekie curry z kurczakiem (4 porcje)

- 2 piersi z kurczaka
- puszka drobnego groszku
- pół brokuła
- 2 pomidory
- 2 papryczki chilli
- 2 dymki
- pół ananasa
- łyżka kozieradki (ziarna)
- łyżka gorczycy (ziarna)
- łyżka kolendry (ziarna)
- łyżka curry w proszku
- sól, pieprz 


Na suchej patelni prażymy przyprawy w ziarnach. Gdy zaczną intensywnie pachnieć, przesypujemy do moździerza i ucieramy razem z solą, pieprzem i curry. Na tę samą patelnię wlewamy około łyżki oleju. Kurczaka kroimy w kostkę i obsmażamy ze wszystkich stron. Dymkę siekamy, brokuła kroimy w kawałki podobnej wielkości co kurczak i dorzucamy na patelnię. Pomidory kroimy w kostkę i dorzucamy do reszty razem z pokrojonym ananasem i odsączonym groszkiem. Dodajemy pokrojone drobno chilli razem z nasionami. Przykrywamy i dusimy około 10 minut.




Węgle - 7g
ŁG - 3,7




Weather went crazy. Thanks to that, I'm feeling like going through menopause. In the morning, I'm cold, in the afternoon I'm sweating like a pig and in the evening I'm freezing. So don't tell me, it doesn't look like menopause symptoms.
That's why Indian cuisine came into my mind. Sweet and hot flavours, theoretically on opposite poles, but they harmonize as symphonic orchestra.

Light chicken curry (4 servings)

- 2 chicken breasts
- 1 tin can of pea
- 1/2 of broccoli
- 1/2 of pineapple
- 2 tomatoes
- 2 spring onions
- 2 chillies
- 1tbsp of fenugreek seeds
- 1 tbsp of mustard seeds
- 1 tbsp of coriander seeds
- 1 tbsp of curry
- salt, pepper





Roast the seeds on a dry pan. When they start to smell intensively, put it into the mortar and pestle. Smash it with salt, pepper and curry. Cut the chicken into the cubes and fry it on the 1 tbsp of oil, on the same pan, you've already used. Put the chopped broccoli, tomatoes, pineapple and spring onions to the chicken as well as drained pea. Add chopped chilli. It has to be with seeds. Cover it up and stew it for about 10 minutes. Now you can serve it.


Carbs - 7g
GL - 3,7
 

czwartek, 11 września 2014

Pstrąg w sezamie z sałatką z ogórków / Salmon trout in sesame with cucamber salad



Zawsze trzymam rybę w zamrażalniku, choć przyznam się, że nie do końca wiem czemu, skoro dzień po wrzuceniu jej do lodu i tak ją rozmrażam. Chyba to znak, że dobrze byłoby wybrać się nad morze i posmakować trochę jodu.
Dzisiejszy przepis jest banalnie wręcz prosty i niewymagający zbytniego zachodu. Lista składników jest zredukowana do absolutnego minimum ale smak jest tak intensywny i głęboki, jakbyśmy nie wiem ile przypraw i innych ingrediencji dodali, a także jak długo w tej potrawie dłubali.
Uwielbiam takie szybkie potrawy.
Sałatka z ogórków jest uproszczoną wariacją na temat greckich tzatzików.


Pstrąg łososiowy w sezamie i sałatka z ogórków (4 porcje)

Ryba
- ok. 500g filetu pstrąga łososiowego
- garść sezamu
- sól pieprz

Sałatka z ogórków
- 1 długi ogórek
- 2 łyżki śmietany 
- 1 ząbek czosnku
- sól, pieprz

Pstrąga dzielimy na 4 porcje, doprawiamy i obtaczamy w ziarnach sezamu. Rozgrzewamy patelnię i smażymy z każdej strony na złoty kolor. Ogórka ścieramy na tarce, odsączamy z nadmiaru wody. Wyciskamy do niego czosnek, doprawiamy solą i pieprzem. Sól sprawi, że ogórek puści jeszcze trochę wody, więc ją odlewamy. Dodajemy śmietanę i mieszamy.

Smacznego!

ŁG: 0,8
Węglowodany : 3g
********

I always keep the fish in the freezer. Although I honestly dont' know why, beacause one day after putting it into freezer I have to take it out and defrost it. Maybe it's a sign, that I need to go to the sea and taste some iodine.
Todays recipe is so easy that even child could do it. List of the ingredients is reduced to a minimum, but the taste is so intense and very deep. 
I love such quick cuisine. 
Cucamber salad is a variation on greek tzatziki

 Salmon trout in sesame with cucamber salad (4 portions)

The Fish
- 500g of salmon trout fillet
- sesame seeds 
- salt, pepper

Cucamber salad
- 1 cucamber (long)
- 1 garlic clove
- 2 tbsp of creme fraiche
- salt, pepper

We have to portion our trout into four pieces, season it and cout it with sesame seeds. Preheat the pan and fry it on every side until it's golden. We grate the cucamber and pour out the water from it. Season with minced garlic, salt and pepper. After adding a salt, the cucamber will give you more water. If so, you can also puor it out. Add creme fraiche. Serve the trout hot and cucamber salad cool. 

Bon apetite!

GL: 0,8
Carbs: 3g

sobota, 30 sierpnia 2014

Śniadaniowa fritatta / Breakfast frittata



Długo mnie nie było. Najpierw ze względów zdrowotnych, potem z braku czasu. Jednakże moje zainteresowanie kuchnią wcale przez to nie zmalało.

Nie wiem jak u Was, ale ja zawsze miałam problem ze śniadaniami. Mając do wyboru dłuższy sen a posiłek, zazwyczaj wybierałam to pierwsze plus kawa plus papieros. Tak, wiem, obie używki są be, ale tak, jak w przypadku kawy, piję ją bo mam niskie ciśnienie, tak w przypadku papierosów - palę, bo lubię i już.
Ostatnio jednak stwierdziłam, że wcale nie jestem młodsza i wypadałoby chociaż na "starość" odrobinę zmądrzeć. Dlatego przedstawiam Wam moje dzisiejsze śniadanie: frittatę z pieczarkami i cukinią







Frittata z pieczarkami i cukinią (2 porcje)

- 6 jajek
- 2 duże pieczarki
- 1 mała cebula
- 1 mała cukinia
- sól, pieprz, szczypta gałki muszkatołowej
- łyżeczka masła klarowanego

Nastawiamy piekarnik na 220 st.C. Rozpuszczamy masło w garnku - na tym będziemy smażyć niejajeczne składniki. Cebulę obieramy i kroimy w kostkę, szklimy na maśle. Pieczarki kroimy w plastry i dorzucamy do garnka. To samo robimy z cukinią. Doprawiamy do smaku solą pieprzem i gałką muszkatołową. Przerzucamy do foremki do zapiekania. Jajka rozbełtujemy w misce, doprawiamy solą i pieprzem. Zalewamy pieczarki i cukinię masą jajeczną. Pieczemy około 25 minut, aż fritatta będzie z wierzchu chrupka i złota.

Smacznego

ŁG - 1,2
Węglowodany - 6 g


*******



Long time no see. First - because of medical problems, then - lack of time. But my cuisine preoccupation isn't lesser than it was before.

I don't know how about you, but I've always had a problem with my breakfasts. Having an alternative of longer sleep or to eat properly, I always chose the first one plus coffee and cigarette. I know it's bad, but I have to drink coffee because of my low pressure and cigarettes - I like smoking. Just like that.
But lately , I've noticed that I'm not getting younger, so I've decided that I should be a little bit smarter. Just a tiny bit. That why I present my today's breakfast - zucchini, mushrooms frittata.



Zucchini and mushrooms frittata

- 6 eggs
- 2 large mushrooms
-1 small onion
-1 small zucchini
- salt, pepper, pinch of nutmeg
- 1 teaspoon of clarified butter

Preheat oven to 220 C degrees. Chop onion into cubes and cook it in a pan until it looks glassy. Slice mushrooms an zucchini. Add them to a pan. Season the mixture. Put it in a casserole dish. Stir eggs in a bowl. Season it then pour them to the rest of the mixture
Bake it about 25 minutes until its golden and crispy.

GL - 1,2
Carbs - 6g


P.S. My english is a little bit rusty, but I will appreciate any advice/critics I can get.

czwartek, 15 maja 2014

Ostra zupa krewetkowa


Berlin. Rok 1997. W kieszeni zostało coś około 15 marek niemieckich (tak, kiedyś coś takiego było). Jak u wszystkich zresztą. Kanapka kosztuje 7,5 marki, papierosy 10. I jak tu kupić jedno i drugie? Oczywiście do spółki z kolegą. Jak nie trudno zgadnąć, na pierwszy rzut poszedł automat z fajkami. Dopiero potem żarcie. Spośród wszystkich rodzajów tych jakże zacnych dzieł z kajzerek przełożonych różnymi specyfikami były także te z krewetkami. Ponieważ nigdy wcześniej ich nie jadłam, a zawsze chciałam spróbować, tylko nie miałam odwagi (jakoś nie podchodził mi widok pędraków), z pewną dozą nieśmiałości zdecydowałam się właśnie na nie. Inna sprawa, że miałam dość wurstów. Kanapkę tę zjadłam nie widząc zawartości. I całe szczęście, że jej nie widziałam, bo pewnie bym stchórzyła i do końca dnia następnego chodziła o pustym żołądku (ale szlugi być musiały ;) ). I od tamtej pory wiem, że to jest coś, bez czego od czasu do czasu nie mogę się obejść. A że ostatnio mam fazę na wszystko co z morza, to nie mogło zabraknąć i tych małych robaczków.

Pikantna zupa krewetkowa

- 1 cebula czerwona
- 1 ząbek czosnku
- ok 2 cm imbiru
- 1 papryczka chili
- 1,5 łyżeczki żółtej pasty curry
- 1 puszka pomidorów
- 1 mała puszka mleka kokosowego (165 ml)
- 150 ml wody
- 400g krewetek
- sól
- kolendra bądź pietruszka do przybrania

Cebulę, czosnek, chili i imbir siekamy i do gara z rozgrzanym tłuszczem ( u mnie to było klarowane masło). Dodajemy pastę curry i mleko kokosowe. Pomidory kroimy w kostkę (lub coś koło tego) i ziu do kotła. Gotujemy około 10 minut. Dodajemy wodę, krewetki, solimy i czekamy aż krewetki się ugotują. Podajemy udekorowane pietruszką bądź kolendrą.

Smacznego!

Węglowodany: 3g
ŁG: 0,9

piątek, 9 maja 2014

3 fazy metody IG oraz spód do pizzy z kalafiora



Obiecałam Wam opis faz diety z niskim IG. Jak w większości diet odchudzających mamy 3 fazy: faza odchudzająca, wyprowadzająca i ostatnia - zdrowe odżywianie ;) Jak nietrudno zgadnąć będziemy dążyć do tej ostatniej.
Jeżeli więc masz nadwagę, chcesz zrzucić zbędne kilogramy itp. itd. zacznij od fazy 1 i stosuj ją przynajmniej 2 tygodnie (ubytek około 1-2kg/na tydzień, aczkolwiek naprawdę wszystko zależy od przemiany materii, czy stosuje się jeszcze ćwiczenia etc.).

Faza 1
Najbardziej restrykcyjna, ograniczająca węglowodany (ogólnie) do minimum czyli 20g na dzień, przy czym jest zastrzeżenie, że nie ćwiczysz. Po tych dwóch tygodniach przede wszystkim znika potrzeba wpierniczania słodyczy. Fajnie, nie? Oczywiście trzeba zamknąć na klucz wszelkie produkty zbożowe, cukier, a także ograniczyć owoce i mleko. To co jeść? Wszystko na co macie ochotę, byleby wyłączyć to, co powyżej. Nie znaczy to, że należy się obżerać! Aczkolwiek, gdy tylko pojawi się głód należy rozsądnie (co znaczy w dość wolnym tempie) przyjąć coś do otworu gębowego. Nie wolno chlać! Alkohol ma jednak to do siebie, że hamuje proces spalania tłuszczu, aż do momentu, gdy go nie wyoutujemy z naszego organizmu. I jeszcze jedno: CZYTAMY ETYKIETY. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile produktów jest tak naprawdę bez dodatku glukozy lub innej skrobii modyfikowanej. Ja znalazłam jedynie tylko kilka sztuk wędlin, które nie miały albo cukru, albo skrobi albo innej maltodekstryny. A ile w końcu można jeść tylko suchą krakowską albo schab? To jest jakiś koszmar.

Faza 2
W tej fazie chudnie się do 0,5kg/tydzień. Oczywiście do momentu dojścia do kolejnej fazy, ale o tym za chwilę. Chodzi o to by płynnie i stopniowo wprowadzać dodatkową ilość węgli.  To oznacza, że tydzień po tygodniu będziemy wprowadzać nowy "produkt". I tak np. w pierwszym tygodniu do dotychczasowego jadłospisu dodajemy 1 kromkę pełnoziarnistego pieczywa. W drugim tygodniu obok pieczywa np. owoc. I tak po kolei aż waga całkowicie się zatrzyma na amen. Czy można szybciej wprowadzać większą ilość węgli? Oczywiście, że tak, ale trzeba pamiętać by nie przesadzić i mimo wszystko uważać by były one z grupy niskiego IG/ŁG.

Faza 3
Czyli utknięcie na amen. Oczywiście w przenośni. To oznacza, że zostajemy na tym poziomie stosunku węgli.białka/tłuszczy, na którym wskazówka (bądź cyferki) na naszej wadze ani drgnie. Czyli około: 225g węgli, 125 białek i 67 tłuszczu.




Spód do pizzy z kalafiora jako świetna alternatywa dla mącznej odmiany

- 1 cały kalafior
- 1 jajko
- sól, pieprz, oregano, bazylia

Rozgrzewamy piekarnik do 220 st C. Kalafiora dzielimy na bardzo drobne różyczki i gotujemy w osolonym wrzątku około 4-5 minut. Po ugotowaniu poddajemy go upiększeniu blenderem do postaci czegoś podobnego do ryżu, Przekładamy do gazy i odciskamy. Pozbawiamy się nadmiaru wody. Mieszamy odsączonego kwiatka z jajkiem i przyprawami. Na blasze kładziemy pergamin, wykładamy na niego nasze ciasto i formujemy w dowolny kształt, jaki nam przyjdzie do łepetyny (grubość około 1cm). Wsuwamy blachę do nagrzanego już piekarnika i czekamy około 35-40 minut. Po tym czasie, wyjmujemy z piekarnika, przyozdabiamy składnikami do pizzy i ponownie zapiekamy.

Smacznego!

ŁG: 0,4
Węglowodany: 2,5g

Domowy Wyrób

wtorek, 6 maja 2014

Dialog sklepowy i sałatka z pstrąga z mango






Dialog zasłyszany w Lidlu (pisany fonetycznie):

Kobieta w sile wieku (60+) do mężczyzny na oko równolatka:
- Weź jeszcze tego mangosa.
- Co to tegomangosa?
- To to co leży na górze i kolorem przypomina japko. 

Tegomangosa wzięłam i ja z zamiarem raczej podarowania mojej rodzicielce, która po raz pierwszy ten owoc próbowała jakiś tydzień temu. I strasznie jej posmakował. Po kilku minutach cofnęłam się po drugiego, dzierżąc w dłoni pstrągasa. Ostatnio mam fazę na łączenie egzotycznych owoców z rybami i owocami morza. Zastanawia mnie co to może oznaczać. Kolejnego aliena się nie spodziewam, wyniki krwi mam dobre... Może to jakaś zawoalowana sugestia mojego cielska, że chce się udać gdzieś gdzie jest ciepło? Hmmm trzeba to przemyśleć.
Najpierw wyszedł mi:


Dressing z mango

- 1 jajko
- ok. 150-200 ml oleju roślinnego
- 1/2 mango
- 1 i 1/2 łyżeczki octu winnego białego
- 1 ząbek czosnku
- sól, pieprz

Jajko gotujemy dokładnie 3 minuty, obieramy ze skorupki i miksujemy z mango i czosnkiem. Doprawiamy solą i pieprzem. Dolewamy octu i kropla, po kropli dodajemy olej do naszej mikstury, cały czas  mieszając. Przestajemy aż sos zacznie gęstnieć.

ŁG: 0,3

Domowy Wyrób



Gdy tak myślałam coby tu jeszcze spsocić, zaczął się do mnie uśmiechać pstrąg. I nieważne, że był to tylko jego płat, ale mówił "no weź mnie zrób, tak do sałatki, ty wiesz jak". No i jak tu odmówić odmiennemu gatunkowi? Wzięłam i zrobiłam, żeby wziąć do pracy.


Sałatkę z pstrąga z mango na liściach szpinaku:

- filet z pstrąga (ok.250g)
- 1 mandarynka
- 1 ząbek czosnku
- dwie garście młodego szpinaku (wersja mini jest wygodna)
- 1 suszona bądź świeża papryczka chilli
- 1 łyżeczka oleju arganowego
- 1 ząbek czosnku
- 1/2 mango
- dressing z mango
- garść migdałów 
- garść słonecznika

Rybolca kroimy na małe kawałki i przekładamy do miski. Chilli kroimy, czosnek przepuszczamy przez praskę, z mandarynki wyciskamy sok i dorzucamy do naczynia. Pstrąg musi posiedzieć w tej marynacie jakąś godzinę. Następnie opróżniamy zawartość miski na patelnię i smażymy do miękkości (jakieś 5-7 minut). Układamy szpinak, na nim pokrojone w kostkę mango, rybkę. Polewamy dressingiem i posypujemy uprażonymi na suchej patelni migdałami i słonecznikiem.


ŁG : 0,4
Smacznego!

środa, 30 kwietnia 2014

Bezglutenowe pancakes w dodatku dla diabetyków


- Mamaaaaaa. Ja chcę naleśniki!
- Ale synku, za godzinę będzie kolacja.
- Nie. Kolacja za 10 minut! Naleśnikiiiiii. Mamaaaaa.

No weź tu nie zrób dzieciom naleśników. Ale tak co by nie stać przy tej cholernej patelni do usranej śmierci, matka wpadła na pomysł, żeby maksymalnie zapchać nimi dzieci. To znaczy zrobić bardziej sycące niż zwykle. Takie by po jednym, góra dwóch powiedziały dość. Czyli robimy amerykańską ich wersję, czyli grubaśne. Oczywiście w domu normalnej mąki pszennej u nas nie uświadczysz. Ponieważ matka nie lubi sobie co smaczniejszych dań odmawiać, więc poszukuje zamienników z niższym indeksem glikemicznym. Mąka gryczana ma IG równy 40. Czyli źle nie jest. I do tego jeśli ktoś choruje na celiakię, to mam informację: nie zawiera glutenu.


Amerykańskie bezglutenowe pancakes dla diabetyków

- 1 i 3/4 szklanki mąki gryczanej
- 1,5 szklanki mleka
- 2 jajka
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 czubata i 1 normalna łyżka stewii lub 2 czubate łyżki fruktozy
- 1/3 kostki masła
- 2 nakrętki ekstraktu waniliowego (żeby nadać aromat)

Masło rozpuszczamy w rondelku. Mąkę przesiewamy do miski razem z proszkiem do pieczenia i słodzidłem. Mleko mieszamy z rozpuszczonym masłem, ekstraktem i jajcami. Składniki płynne łączymy z sypkimi. Smażymy na suchej patelni na średnim ogniu tak, by zdążyły nam trochę podrosnąć. Możemy je jeść na przykład z bitą śmietaną.

Smacznego!

ŁG: 13,2

P.S. Wprawdzie ładunek glikemiczny jest wyższy od 10, ale niewiele. Dlatego od czasu do czasu jako deser można sobie je zafundować. Byle nie za często ;)

sobota, 26 kwietnia 2014

Dieta z niskim IG - część druga i pieczony omlet z sosem grzybowym.


W poprzednim poście pisałam o tym, że wszystkiemu winne są węglowodany. Oczywiście biorąc pod uwagę zdrowy rozsądek (że co to takiego?), NIE WOLNO ZREZYGNOWAĆ Z WĘGLOWODANÓW. Dlaczego? Bo tak w wielkim skrócie: dostarczają nam energii, witamin, błonnika. Sprawiają, że lepiej nam się myśli. Gdybyśmy jedli samo białko, za chwilę byśmy musieli przejść przeszczep nerek. I ja naprawdę nie żartuję.

W takim razie jak je jeść i jakie jeść?
Tradycyjnie mówi się, że w trakcie normalnego, zdrowego odżywiania, powinno się jeść około 60% węglowodanów. W rezultacie wygląda to tak, że jemy zazwyczaj mało wartościowe węglowodany szybkie, co sprawia, że nie dość, że nie chudniemy/zachowujemy zdrowej masy, to jeszcze tyjemy. Lepszym podziałem dla naszej szerokości geograficznej jest spożywanie 45% węgli , 25% białek i 30% tłuszczy.

Jak się ma to do kalorii? Zazwyczaj białka i węgle zawierają 4kcal na 1 g, a tłuszcze 9 kcal. Zgodnie z tymi zaleceniami, dorosły mężczyzna powinien jeść około 280g węglowodanów na dzień, 156g białek i 83g tłuszczów. Kobieta zaś 225g węgli, 125g białek i 67 tłuszczów. Co to dla nas oznacza? Żmudne liczenie i uczenie się przez kilka pierwszych miesięcy co, jak i jak dużo jeść. Oczywiście należy pamiętać, że pewne produkty nie składają się tylko z białka, czy węglowodanów. Np. taki łosoś na 100g porcję zawiera około 20g tłuszczu. Albo taki arbuz. Żeby zjeść 50 g węglowodanów w nim zawartych, trzeba by pożreć około 1kg. Dacie radę tyle zjeść? No może przez cały dzień, ale nie sądzę.

Indeks glikemiczny. Co to za ustrojstwo? Jest to pewien wskaźnik, który pokazuje jak dane produkty żywnościowy będą wpływać na stężenie cukru w naszej krwi.
Za Wikipedią:
Indeks glikemiczny jest definiowany jako średni, procentowy wzrost stężenia glukozy we krwi po spożyciu, przez reprezentatywną statystycznie grupę ludzi, porcji produktu zawierającej 50 gramów przyswajalnych węglowodanów. Wzrost poziomu cukru we krwi w przypadku spożycia 50 gramów glukozy przyjęto jako podstawę skali (100%).

indeks\ glikemiczny=\frac{stezenie\ glukozy\ we\ krwi\ po\ spozyciu\ produktu\ zawierajacego\ 50\ g\ weglowodanow}{stezenie\ glukozy\ we\ krwi\ po\ spozyciu\ 50\ g\ glukozy}*100


 Zazwyczaj wygląda to tak, że porównuje się go z czystą glukozą, która ma poziom IG 100. Podstawowa reguła mówi: możesz jeść wszystko, co ma niski indeks glikemiczny, czyli 35, od czasu do czasu średni, czyli 35-50, a powyżej tego, są to produkty dla Ciebie zakazane. Prawda, że proste?

No dobra, wcale nie do końca. To zagmatwajmy to jeszcze bardziej.Od niedawna funkcjonuje także pojęcie Ładunku Glikemicznego. Czym się on różni od IG? Ano tym, że uwzględnia wpływ przeciętnej porcji danego produktu na zmianę poziomu cukru i insuliny. Opierając się na IG posługuje się zawsze ilością 50g węglowodanów, a jak już mówiłam, żeby zjeść 50g węglowodanów arbuzowych, trzeba by zjeść tak naprawdę kilogram tego owocu, gdyż poza węglowodanami ma w sobie jeszcze dużo wody. Wzór na ładunek glikemiczny wygląda tak:

LG = \frac {W\cdot IG}{100}  

gdzie LG - ładunek glikemiczny
W - ilość węglowodanów w gramach
IG - indeks glikemiczny

Oczywiście chodzi o to by ŁG był jak najniższy, najlepiej poniżej 10

W następnym odcinku opiszę trzy fazy diety z niskim IG. Jeśli macie jakiekolwiek pytania, bądź chcecie podpowiedzi jak powinna wyglądać taka dieta z dnia na dzień, to piszcie. Chętnie odpowiem na wszelkie pytania.



Pieczony omlet z sosem grzybowym: (2 porcje)

Omlet
- 4 jajka
- 100 ml wody
- 100 ml śmietany
- sól, pieprz

Sos grzybowy
- 200g pieczarek, lub innych świeżych grzybów
- 100 ml śmietany
- ząbek czosnku
- łyżka masła
- szczypta gałki muszkatołowej
- szczypta tymianku
- sól, pieprz

Piekarnik nastawiamy na 200st. C. Naczynie żąroodporne smarujemy masłem i wlewamy do niego wszystkie wymieszane ze sobą (najlepiej widelcem by powstała jednolita masa) składniki omleta. Wkładamy do piekarnika na około 25 minut i pieczemy do zrumienienia.
Pieczarki kroimy i podsmażamy na rozpuszczonym maśle. Dodajemy wyciśnięty przez praskę czosnek, sól, pieprz, gałkę muszkatołową, tymianek i śmietanę. Delikatnie redukujemy.
Gorącym sos wykładamy na omlet.

Smacznego!

Węglowodany 3g
ŁG: 0,5

wtorek, 22 kwietnia 2014

Wytrawne pain perdu, czyli co zrobić z niezbyt świeżym chlebem.


Na fali bycia ekologicznym mówi się o tym, że marnujemy jedzenie. W moim domu nie da się nic zmarnować, bo... jestem mało zorganizowana.  Polega to na tym, że często kupuję za dużo pieczywa, które zazwyczaj się zeschnie. Za Chiny Ludowe nie udało mi się zmusić do tego by kupować go w odpowiedniej ilości. Wypracowałam więc zgoła inny sposób, który praktykowany był jeszcze przez moje prababcie. Z francuska zwane pain perdu, w rejonach mazowsza - chleb w jajku, a w naszym domu: pierdu pierdu lub popierdółka. Nie będę rozpisywała przepisu, bo jest tak banalny, że aż głupio. Należy rozbełtać surowe jajko w mleku i zamoczyć kromki pieczywa, a następnie smażyć na złoty kolor. Oczywiście smaży się naprawdę szybko. Mój dzisiejszy podwieczorek obejmował 3 kromki takiego przysmaku z żółtym serem, a do tego szklanka mleka.

O właśnie. Cóż to jest za mleko. Bo nie jest to taki zwyczajny płyn, jaki można kupić w sklepie. Czemu? Bo poza filtracją i schłodzeniem nie przechodzi przez żadną, absolutnie żadną obróbkę. Zapewne pomyślicie, że musiałam udać się na wieś do zaprzyjaźnionego chłopa, ale... no właśnie nie! Otóż ostatnio je odkryłam w samym środku kilkumilionowego miasta (no dobra, nie w środku, tylko w sypialni Warszawy). Wyobraźcie sobie, że w kilku miejscach na Ursynowie stoją mlekomaty. Są to automaty, w których można zanabyć przepyszne, świeże krówkowe mleczko prosto od chłopa! I to nie spotykając tego chłopa! Brzmi jak reklama porno, ale co tam ;)

Tak wygląda mlekomat.
Pełną ich listę znajdziecie TUTAJ.

W takim automacie można mieć zakupić butelkę wielokrotnego użytku (litrowa, plastikowa kosztuje 2 zł, szklana 4zł), wkłada się ją w miejsce, gdzie widać czerwoną strzałkę, wrzuca 4 bądź 2 zł (w zależności czy chcemy litr czy pół litra białej ambrozji) i viola.Możemy się cieszyć zdrowym i pysznym napojem, które z łatwością możemy przerobić chociażby na zsiadłe (kartonowego się nie da).

I jeszcze jedno: gdy pierwszy raz przyniosłam litr tego mleka do domu, zniknęło w przeciągu 15 minut, a amatorów odganiałam ze strachu, że rozbolą ich brzuchy. Moje zdziwienie było wielkie (ale i radość), gdy nie dość, że boleści nie było, to jeszcze znacznie lepiej się czuli niż po specjalnych mieszankach z obniżoną zawartością laktozy (istniało podejrzenie uczulenia na nią). 

sobota, 19 kwietnia 2014

Limonkowy curd, czyli odczarowywanie świąt


U nas w rodzinie nikt nie je mazurków poza jedną osobą, a rodzina dość liczna jest. Wynika to z tego, że tradycyjny mazurek jest zbyt... słodki. Jedliśmy już różne jego rodzaje, ale do tej pory jakoś ten gatunek ciasta kojarzy nam się z ulepkiem nie do przełknięcia. Dlatego w tym roku stwierdziłam, że odczaruję naszą świecką tradycję niejedzenia mazurków. Postanowiłam zastąpić cukrową pomadę limonkowym curdem. Sam w sobie też jest słodki, ale ponieważ limonki nadają mu kwaśność, więc da się go przełknąć. Oczywiście taka pomada nadaje się również do innych ciast, a znam też niektórych, którzy takowy curd potrafią jeść łyżeczką, bądź też jako smarowidło do chleba, podobne do nutelli. Od razu mówię, jest z fruktozą.


Limonkowy curd

- sok z 3 limonek
- skórka starta z 1 limonki
- 2 łyżki masła
- 1/2 szklanki fruktozy
- 3 jajka

Masło rozpuszczamy w garnuszku. Dodajemy wszystkie składniki i ciągle mieszając gotujemy kilka minut aż zgęstnieje (około 10 minut). Odstawić do ostygnięcia. Chłodny curd przełożyć do słoika i zakryć wieczkiem, ewentualnie od razu na ciasto. Można go zamkniętego przechowywać w lodówce do tygodnia.


Domowy Wyrób

sobota, 12 kwietnia 2014

Dieta oparta na niskim indeksie glikemicznym i domowy majonez dla diabetyków




 Od wielu lat pokutuje w nas przekonanie, że powinniśmy dostarczać taką, a nie inną ilość kalorii do organizmu i wystarczy ograniczyć ich ilość do tego by schudnąć. Przekonanie jest o tyle błędne, że w rezultacie możemy doprowadzić do przytycia lub niedożywienia. Dlaczego? Bo kaloria, kalorii nie jest bynajmniej równa. Przykładem mogą być wszelkie produkty light. Co z tego, że mają obniżoną zawartość tłuszczu, gdy tak naprawdę zwiększona ilość tzw. szybkich węglowodanów, w tym cukru, sprawia, że tyłki rosną. I mimo, że społeczeństwo na całym świecie spożywa coraz mniej tłuszczów, to jest coraz bardziej otyłe, prawda? Poza tym, na lekcjach biologii w starym systemie edukacji (nie widzę, że byłoby to uskuteczniane teraz), podkreślano jaką ważną rolę odgrywa tłuszcz, szczególnie zwierzęcy. To dzięki niemu możemy dostarczyć odpowiednią ilość witamin do organizmu, ponieważ większość z nich właśnie w tym tłuszczu się rozpuszcza. Także, kochani, to nie tędy droga.

Dobrze, wróćmy do IG. Wyobraźcie sobie, bądź przeprowadźcie eksperyment. Zjedzcie batonik i poobserwujcie siebie. W pierwszych kilku momentach będziecie weselsi, wręcz ożywieni. A potem... Potem następuje wyrzut insuliny do krwi i poziom cukru gwałtownie się obniża. Taka huśtawka sprawia, że mamy za chwilę ochotę na coś jeszcze. Najlepiej słodkiego, prawda? I co z tego, że wiemy, że zbyt wysoki poziom cukru we krwi jest zabójczy, kiedy tak po nim fajnie się czujemy? Niestety po jakimś czasu takiego odżywiania robimy się coraz bardziej ospali, wypruci z wszelkiej energii. Uzależniamy się od dużej ilości cukru, stąd właśnie te napady na słodkie, które my kobiety nazywamy napięciem przedmiesiączkowym ;). Kolejnym negatywnym aspektem jest stawanie się przez nasze komórki niewrażliwymi na insulinę. Łatwo to sobie uzmysłowić na obrazku naskórka na dłoniach osób pracujących fizycznie. Z wiekiem jest coraz grubsza, twardsza i ciężko ją przebić. Teraz wyobraźcie sobie, że ta dłoń to pojedyncze komórki receptorów. Im dłużej i mocniej są atakowane przez insulinę, tym bardziej stają się one na nią odporne. No i po trzecie, insulina przyczynia się do spowolnienia spalania tłuszczu, a co za tym idzie, zaczyna się on odkładać tu i ówdzie.
Biorąc pod uwagę trzy grupy produktów: białka, tłuszcze i węglowodany, te pierwsze mają naprawdę minimalny wpływ na poziom cukru we krwi, te drugie absolutnie żadnego, a ostatnie największy. Dlatego tak ważne jest byśmy wybierali produkty o niskim indeksie glikemicznym, czyli patrzymy na ich jakość, a nie ilość. Produkty o wysokim IG zostają natychmiast rozłożone i powodują gwałtowny skok najpierw glukozy, a potem insuliny we krwi. Takimi przykładowymi węglowodanami z wysokim IG są np ziemniaki w każdej postaci, oczywiście nasz zwykły cukier zwany sacharozą, biały ryż i pieczywo).

Co zrobić, by zacząć odżywiać się i żyć zgodnie z tym modelem żywieniowym? Chcecie wiedzieć więcej? Zostawcie komentarz, bo to od Was zależy czy pojawią się kolejne notki o IG i ŁG.


A teraz, żeby nie być gołosłowną:


Domowy majonez z czosnkiem

- 2 żółtka
- 1 łyżeczka musztardy dijon
- 2 łyżeczki octu jabłkowego
- sól i biały pieprz
- 200 ml oleju z pestek winogron
- 1 ząbek czosnku

Żółtka ubijamy wraz z musztardą, przeciśniętym przez praskę czosnkiem, solą i pieprzem na najniższych obrotach do połączenia się składników. Nie przerywając miksowania, dodajemy delikatnie olej (dosłownie po większej kropli). Gdy majonez zacznie gęstnieć, dodajemy ocet i możemy przyspieszyć dodawanie oleju do cienkiego strumienia. Gotowy majonez przekładamy do słoiczka/ów.
 Oczywiście zamiast czosnku możemy np. dodać chilli lub nie dodawać go wcale.
Smacznego!

Węglowodany: 0g
ŁG 0

Domowy Wyrób

wtorek, 8 kwietnia 2014

Piękny dzień na ogródku i dietetyczna szarlotka


 

Dzisiaj był piękny dzień. Aż pachniało wiosną. Można było usiąść na tarasie w krótkim rękawku i po prostu cieszyć się aurą. Wprawdzie porządków w ogródku jeszcze nie zdążyłam zrobić, ale i tak miło było zasiąść przy kawie i szarlotce, którą małe zręczne paluszki pomagały przygotować. Oczywiście samo ciacho zdecydowanie dietetyczne, dobre dla osób, które stosują żywienie w oparciu o indeks glikemiczny. Dzięki zastosowaniu mąki gryczanej oraz fruktozy, udało się zbić ten indeks naprawdę mocno.

Dietetyczna szarlotka
(przepis na 4 porcje)


 Mus jabłeczny
- 3 jabłka
- 1/4 łyżeczki cynamonu
- 1/2 łyżki fruktozy

Ciasto
- 3/4 szklanki mąki gryczanej
- 1 żółtko
- 1/4 szklanki fruktozy
- 20-30g zimnego masła
- szczypta soli

Mąkę przesiać do miski, dodać żółtko, fruktozę i szczyptę soli. Masło pokroić w kostkę i dokładnie wymieszać z zawartością naczynia. Uformować kulkę i wstawić na pół godziny do zamrażalnika.
Jabłka obrać, usunąć gniazda nasienne i pokroić w kostkę. Wrzucić do garnka. Dodać fruktozę i cynamon. Dusić pod przykryciem. Najlepiej żyłką ;).
W międzyczasie rozgrzać piekarnik do 180 st. C. Ciasto podzielić na dwie części (70:30%). Większą połowę ;) wyłożyć na spód foremki, na to ułożyć uduszone jabłka i dopiero na wierzch układać resztę ciasta. Można rwać palcami i wykonywać abstrakcyjne arcydzieła. Piec około 20 minut. Udekorować bitą śmietaną i zażerać.

Smacznego!

poniedziałek, 31 marca 2014

Sos porowo - cydrowy, idealny do rybki


Od jakiegoś czasu chodził za mną cydr. Wcześniej go nie piłam, więc nawet nie wyobrażałam sobie jak smakuje. Gdy weszłam niedawno do jednego z pobliskich hipermarketów, rzucił się wręcz na mnie i nie chciał odkleić. A opędzałam się od niego jak mogłam. Uparciuch wracał ciągle do koszyka. Oczywiście zamiast wypić butelczynę owego trunku (a miała 0,33l), postanowiłam zrobić sos na jego bazie. Do tego dodatek porów i viola. Sosik ze względu na swój kwaskowaty smak idealnie nadaje się do ryb. 


Sos porowo - cydrowy
- 1 duży por
- pół szklanki cydru
- 30 g masła
-  250 ml śmietany
- sól, pieprz

Na patelni rozpuszczamy masło i wrzucamy na nie dość drobno pokrojonego pora. Gdy por się zeszkli dolewamy cydr. Będzie się fajnie pienił. Odparowujemy mniej więcej do połowy objętości. Dodajemy stopniowo śmietanę. Doprawiamy solą i pieprzem.

Smacznego!

wtorek, 25 marca 2014

Smaki podkarpacia i pierogi razowe z grzybami i boczkiem


Ostatnio wywiało mnie razem z dzieciarnią w podkarpackie. W końcu ferie były i na nartach trza pozjeżdżać. A Bieszczady, to takie troszkę wyższe pagórki, więc do nauki jazdy dla 4 letnich urwisów dobre. Pogoda, jak zwykle psikusa spłatała, ale nie ma co, pomyślałam i wyruszyłam na wyprawę w błotniste krainy. Cały wyjazd można było zaliczyć do jednej wielkiej niespodzianki. Po pierwsze primo - jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam na stoku z wyciągiem śnieg. Aż mi ślipia na wierzch wyszły, gdy tak stałam prawie po kolana w błocie. Wystarczyło zrobić jeden mały krok, by wejść na biel i obetrzeć buty z paciai. Po "drugie primo" - kuchnia. Jakoś do tej pory kojarzyła mi się z kuchnią cholernie tłustą. Zostałam nią jednak mile zaskoczona. Oprócz wszechobecnych w terenach górskich pstrągów, można było przede wszystkim zjeść fuczki - czyli placki z kiszoną kapustą, stolniki - gołąbki, które zamiast mięsa mają kartofle (nota bene pyszności), czy hreczanyki, będące potrawą ukraińską, a na nasze, to kotlety z kaszy gryczanej.

I tu z tego miejsca chciałabym wszystkich zaprosić do Zahutynia (koło Sanoka) do Chaty Starych Znajomych na przepyszne pierogi razowe z grzybami i boczkiem. Po prostu niebo w gębie. I od razu zaznaczam, że za reklamę nikt mi nie płaci. Sam zajazd miejscem przyjaznym jest. Drewniana piętrowa chata, ma i kącik dla dzieciarni (dość bogaty w zabawki), plac zabaw, z którego mi nie chcieli wyjść, ogródek. Co na piętrze się znajduje - nie wiem, gdyż nie wchodziłam, ale dół obfituje w pluszowe misie, co jest całkiem miłym akcentem wyróżniającym przydrożne przybytki.

Niemniej zachwycona tymi pierogami, chciałam i ja je zrobić. Oto co mi wyszło:




Pierogi razowe z grzybami i boczkiem

Ciasto:
- 0,5 kg mąki razowej (ja dałam żytniej)
- ok. szklanki ciepłej wody
- 0,5 łyżeczki soli
- 1 żółtko
- 2 łyżki oliwy

Farsz:
- 1 cebula
- 2 ząbki czosnku
- szklanka suszonych grzybów 
- 150 g wędzonego boczku
- 3 ziela angielskie 
- 2 małe listki laurowe


Grzyby zalewamy wrzątkiem (szybciej nasiąkną) i odstawiamy na godzinę. W międzyczasie podsmażamy pokrojoną w drobną kostkę cebulkę i także pokrojony boczek. Dodajemy przeciśnięty przez praskę czosnek. Grzyby wyjmujemy z wody i kroimy (można przemielić przez maszynkę). Dorzucamy do reszty i dodajemy ziele angielskie oraz liście laurowe. Boczek sam w sobie jest słony, więc soli raczej już potrzebować nie będziemy, jednakże jeśli ktoś lubi dużo soli, to niech się nie krępuje ;). Smażymy jakieś 10 minut i odstawiamy.

Mąkę przesiewamy, robimy kopczyk, a w nim dołek. Wbijamy żółtko i powoli dolewamy wodę i oliwę, zagniatając ciasto. Rozwałkowujemy i szklanką wykrawamy kółka, na każde z nich nakładamy farsz i kleimy pierogi.Mała uwaga: mąkę razową trzeba naprawdę cienko rozwałkować.

W dużym garnku zagotowujemy wodę z solą i ulepione pierogi wrzucamy się na gotujący się cały czas wrzątek. Gdy pierogi wypłyną na wierzch, gotujemy jeszcze około 10 minut (w przypadku pszennej mąki razowej powinno to być 5-7 minut) i wyławiamy. Gotowe pierogi możemy okrasić masłem lub skwarkami.


Smacznego!

niedziela, 23 marca 2014

Na dobry wieczór - chipsy z cukinii z parmezanem





Czasami, nawet będąc na diecie, chce nam się coś przegryźć. Szczególnie coś tak zwanie do filmu. Popcorn? Ma wysoki indeks glikemiczny. Chipsy ziemniaczane? Ta sama sytuacja, a jeszcze do tego ten tłuszcz. Blech. I właśnie wtedy na pomoc przychodzi cukinia w parze z parmezanem. Och jak mi się chciało czegoś takiego.


Chipsy z cukinii z parmezanem

- cukinia 1 średnia
- jajko 1szt.
- parmezan bądź inny twardy starty ser 40g
- czosnek 1 ząbek
- chilli szczypta

Nagrzewamy piekarnik do 200 st. C. Cukinię kroimy w plastry. Parmezan mieszamy z przeciśniętym przez praskę czosnkiem i chilli. W miseczce jeszcze rozbełtujemy jajko. Cukinię (każdy plasterek osobno) obtaczamy najpierw w jajku, potem w parmezanie. Układamy na wyłożonej papierem do pieczenia blaszce i wkładamy do nagrzanego piekarnika. Czas pieczenia - około 30 minut (w zależności od grubości plasterków)

Smacznego!

czwartek, 20 marca 2014

W poszukiwaniu składników na żur, czyli domowy zakwas


Dawno, dawno temu, za górami, za lasami, w pewnym komunistycznym jeszcze kraju można było kupić dobry zakwas na żurek. I tak jak nasza kochana Oświecona Pomroczna 3 i 4 RP sprawiły, że wyprzedano co lepsze zakłady trudniące się ogólnie pojętą produkcją gastronomiczną, tak dobrego zakwasu ze świecą szukać. Pozostaje więc nam zrobić go własnoręcznie. Od razu odpowiednio doprawiony do naszego gustu. I pamiętamy: zakwas na żurek robi się z mąki ŻYTNIEJ, a na barszcz biały z PSZENNEJ. Właśnie tym się różnią owe tradycyjne polskie zupy.
Mój pierwszy zakwas na żurek powstał w sumie przez przypadek. Nastawiłam zakwas na chleb, a gdy przyjechała moja teściowa w odwiedziny, stwierdziła, że jak dodamy do niego przypraw, to za dwa dni będzie żur. Oczywiście przystałam ochoczo na tę propozycję. I tak właśnie powstał mój pierwszy, własnoręczny żurek pod okiem teściowej.


Zakwas na żurek:
- 8 łyżek mąki żytniej razowej
- 2 duże ząbki czosnku
- łyżeczka majeranku
- letnia przegotowana woda około 0,7l 


Do litrowego słoja, bądź glinianego naczynia wsypujemy mąkę, wrzucamy dość grubo pokrojony czosnek i majeranek. Zalewamy wodą, mieszamy i przykrywamy gazą, bądź ściereczką. Odstawiamy słój na 3-4 dni w ciepłe miejsce. W międzyczasie, gdy się kisi musimy od czasu do czasu mieszać, inaczej może nam wyjść ze słoika ;)

Gotowy zakwas wlewamy do gotującej się zupy, pamiętając , żeby zostawić go trochę. Dzięki temu, gdy będziemy robić następny, znacznie skrócimy czas kiszenia i będziemy potrzebować już tylko pięciu łyżek mąki. Resztki zakwasu można przechowywać nawet 3 miesiące.

Smacznego!

Domowy Wyrób

wtorek, 11 marca 2014

Köttbullar, czyli Ikea w każdym domu gości w kuchni



Wymyślanie obiadów dla trójki wybrednych klonów jest dość uciążliwe, szczególnie gdy owe łobuzy uwielbiają przede wszystkim mięcho w postaci wszelakiej, a warzywa im przez gardło przejść nie chcą. I wprawdzie duże piraciątko w końcu jakoś się daje przekonywać powoli do czegoś innego niż pomidorówka, danio i winogrona, tak młodsze jeszcze mają z tym lekki problem, przy czym jedno jest mimo wszystko bardziej skłonne do próbowania nowości niż drugie. Swoją drogą, jak sobie radzicie z takimi przypadkami jak moje? Jak namawiacie do jedzenia czegoś, czego zjeść nie chcą?

U nas w domu jest coś, co uwielbia każde z domowników. Są to oczywiście szwedzie Köttbullar, znane każdemu chyba bywalcowi ikei. Pulpeciki są na tyle pyszne, że dzisiaj postanowiłam spróbować zrobić je sama. Ja wiem, że wiele Polek próbowało je już zrobić, aczkolwiek jakoś nie dowierzam polskim stronom. Dlatego też odwiedziłam sporo adresów z rozwinięciem se i tłumaczem google na podorędziu ;) Zaopatrzona w ową wiedzę "u źródła" przeprowadziłam smakowity eksperyment, którego efekty znajdziecie poniżej


Köttbullar, czyli szwedzkie klopsiki

- 500g mięsa mielonego wieprzowo-wołowego
- 1,5 łyżeczki soli
- 1,5  szklanki mleka
- 1 szklanka bułki tartej żytniej (może być pszenna)
- pieprz czarny i zielony
- 1 cebula 
- 1 jajko

Mleko z bułką tartą mieszamy i szybko łączymy z mięsem. Musimy to zrobić naprawdę szybko, gdyż inaczej bułka nasiąknie i trzeba się będzie napocić, żeby połączyć ją z tym, co czerwone. Dosalamy i dopieprzamy. W międzyczasie kroimy cebulę w drobną kostkę, wrzucamy na patelnię i szklimy. Dorzucamy gotową cebulę do miski z mięsem. Mieszamy i formujemy kuleczki. Smażymy jak zwykłe kotlety mielone, obracając tylko co jakiś czas, żeby się równo przyrumieniły.


Smacznego!

niedziela, 9 marca 2014

Masło migdałowe


Ostatnio w pracy rozmawiałam na temat masła orzechowego. Podobno ktoś kiedyś widział takowe bez żadnych ulepszaczy i to do kupienia. Przy czym nie było to masło z orzechów ziemnych, tylko wszelakiej maści. Od nerkowców po słonecznika i wszystko w jednym słoiku. Niestety poszukiwania spełzły na niczym. Jednakowoż myśl o maśle jakoś się w moim łbie zagnieździła i co jakiś czas powracała. Niedawno, przeglądając szafki, natrafiłam na migdały. Oczywiście najpierw kilka wpakowałam sobie do ust, bo jednak co mandle, to mandle. Na początku pomyślałam, że może by tak machnąć marcepanik. Aczkolwiek znając mnie, to po 5 minutach by już go nie było to raz, a dwa, że w domu procentów brak. No niedoczekanie moje. Zemdli mnie chyba od procesowania myślowego. Dlatego idea o maśle wypłynęła dość szybko i zawładnęła mną. A wykonanie jest banalnie proste



Masło migdałowe

- 200g migdałów
- szczypta soli morskiej

Migdały wykładamy na blachę  i prażymy w temperaturze 180 st C przez 10 minut. Staną się wtedy kruche i nie zarżną nam miksera/blendera. Następnie wrzucamy do miski i mielimy. Może to potrwać nawet kilkanaście minut. Dosalamy solą morską i już. Alles. Prawda, że proste? Żeby nie powiedzieć "prostackie".

Smacznego!





Domowy Wyrób

piątek, 7 marca 2014

Mini sernicznki na migdałowym spodzie




Serniki są moją miłością odkąd odkryłam przepis mojego dziadka. Sernik zrobiony według tej receptury był wilgotny, rozpływający się w ustach i przede wszystkim bez rodzynek. Tych ostatnich nie znoszę nie tylko ja, ale wszyscy w mojej rodzinie. Za to kochamy orzechy wszelkiej maści. Z podróży w rejony śródziemnomorskie nigdy nie zapominamy przywieźć co najmniej kilku kilogramów pistacji. Jednakże dzisiaj nie o pistacjach, tylko o migdałach, których też mam zawsze pod dostatkiem. Dzisiaj były eksperymenty, czyli jak zrobić spód do serniczków z migdałów. Oraz jak długo pieką się mini serniczki w formie do muffinek.




Mini serniczki na migdałowym spodzie

Spód
- 100g migdałów
- 1 białko
- 1 łyżka fruktozy/cukru

Masa serowa
- 250g twarogu
- 1/4 kostki masła
- 3 jajka
- 3/4 szklanki fruktozy/ 1 szklanka cukru

Migdały wrzucamy do malaksera / food processora/ blendera (w zależności co akurat mamy w domu) i mielimy na drobno. Białko ubijamy na sztywną pianę. Cukier/fruktozę wsypujemy do migdałów i delikatnie mieszamy z pianą z białka. Przekładamy do foremek.
Żółtka z jajek ucieramy z cukrem/fruktozą. Dodajemy masło i dalej ucieramy. Miksturę mieszamy z twarogiem. I zapamiętać - nie wyjadamy! Białka ubijamy na sztywną pianę. I delikatnie dodajemy do masy twarogowej.Uwaga!  Jeśli uważamy, że masa jest zbyt płynna możemy dodać łyżkę kaszy mannej. Całość wykładamy na migdałowy spód. Jeśli jeszcze nie nagrzaliśmy piekarnika, to teraz jest najwyższy czas. Ustawiamy grzanie na 180 st C. Gdy już piekarnik jest odpowiednio gorący, wsuwamy do niego nasze serniczki i czekamy około 20-25 minut.

Smacznego!

środa, 5 marca 2014

W poszukiwaniu wiosny, czyli placki z cukinii i pora



Wczoraj miałam napad. Ale nie taki zwyczajny napad z bronią w ręku, tylko napad na wiosnę. Owoż ustrojstwo charakteryzuje się tym, że wypatruje się wszelakich oznak wiosny jako takiej. I ponieważ wszędzie już od kilku tygodni słychać śpiewy ptaków, a przebiśniegi to nie wytwór wyobraźni jakiegoś botanika (istnieją, a jakże, można je znaleźć już w Bieszczadach), to pąków na warszawskich drzewach nie uświadczyłam.
Dla zainteresowanych: przebiśnieg wygląda tak




 Dlatego też, szukałam owej zieleni wszędzie. I kiedy w sklepie zauważyłam cukinię, to stwierdziłam, hurrra, wiosna ;) Cukinia, sama będąc zielona, potrzebowała jeszcze zieleni (czego się nie robi mając fioła na jakimś punkcie), więc w koszyku wylądował jeszcze por i tak powstały:

Placki z cukinii i pora

- 1 dość spora cukinia
- 1 mały/ pół dużego pora
- pół szklanki mąki żytniej razowej
- 2 jajka
- ząbek czosnku
- łyżeczka soli
- szczypta chilli


Uzbrajamy się w cierpliwość, wprawiamy rękę w ruch wahadłowy i ścieramy cukinię na grubych oczkach tarki. Już? To teraz kroimy pora na jak najmniejsze kawałki. Nuda, nie? To teraz wrzucamy wszystko do miski. Oprócz czosnku, bo nad tym się najpierw trzeba poznęcać i przecisnąć go przez praskę. Ale po wymyślnych torturach dorzucamy i jego. Wszystko miąchamy. I smażymy na patelni skąpanej w gorącym oleju (dokładnie na takim samym, jak używamy do smażenia placków ziemniaczanych. Gotowe placki odsączmy na ręcznikach papierowych.


Smacznego!

czwartek, 27 lutego 2014

Solony karmel, czyli najlepszy dodatek do wszystkiego ;)


Kilkanaście/siąt lat temu uważałam, że zrobić karmel, to jest wyższa szkoła jazdy. Tak o tym opowiadały wszelkie gospodynie domowe. Dzisiaj podejrzewam, że mówiły tak dlatego, że gorący karmel ma temperaturę znacznie wyższą niż wrząca woda i do tego szybko zasycha, co jest po prostu niebezpieczne. Tak, więc nasze matki znalazły sposób, aby ostudzić nasze cukiernicze zapędy. Chyba...
Dzisiaj uważam, że dobry karmel nie jest zły, a wręcz jest czymś niezastąpionym. Szczególnie solony karmel jest moją miłością największą. Sól w końcu wydobywa jego słodycz. Właśnie dlatego zawsze jej szczyptę wrzucamy do ciasta.

Jak Wam dobrze wiadomo, ostatnimi czasy przewartościowuję swoją dietę, wykluczając z niej wysoki indeks glikemiczny, dlatego też karmel tworzony przeze mnie, jest robiony z fruktozy.  A więc.... (pani polonistka właśnie się zgorszyła) przystępujemy do dzieła.



Solony karmel

- pół szklanki fruktozy
- 2 łyżki wody
- 50 g masła klarowanego
- 50 g śmietanki
- szczypta soli morskiej


  W rondlu o grubym dnie mieszamy fruktozę z wodą i podgrzewamy. Nie mieszamy aż do momentu, gdy mikstura zacznie brązowieć. Już teraz czuć zapach karmelu. Mała dygresja, karmel robiony z fruktozy brązowieje odrobinę dłużej niż ten z cukru kryształu. Dodajemy masło, które mocno spieni całość. Gdy już się rozpuści powoli dodajemy śmietankę ostro mieszając. Na koniec dodajemy szczyptę soli przepuszczoną przez młynek voila!

Smacznego!

P.S.1 Jemy, gdy troszkę przestygnie, gdyż ryzykujemy potwornymi poparzeniami. Ale czego się nie poświęci, jak się człek doczekać nie może? ;)
P.S.2 Masło należy być klarowane, inaczej białko, które się zetnie, po prostu się spali i karmel nie będzie już taki dobry.

Domowy Wyrób

wtorek, 25 lutego 2014

Grissini - paluszki chlebowe do pogryzania



Czasem brakuje nam czegoś do pogryzania w ciągu dnia. Czasem tak bardzo chce się jakiejś przekąski niekoniecznie słodkiej, że takie grissini stają się idealnym pomysłem. Wprawdzie we Włoszech, skąd pochodzą, podaje się je przed posiłkiem, ale jak się chce, to się chce i siły na to nie ma. Na całe szczęście, takie paluszki łatwo przygotować i robi się to naprawdę szybko. Oczywiście mój przepis jest przepisem z obniżonym indeksem glikemicznym.


Grissini

- 250 mąki żytniej
- łyżeczka fruktozy
- 25 g świeżych drożdży
- 3/4 szklanki ciepłej wody
- pół łyżeczki soli
- 2 łyżki oleju z pestek winogron
- 1 i 1/2 łyżeczki ziół prowansalskich

Drożdże rozkruszamy w misce, dodajemy fruktozę, wodę i łyżkę mąki. Odstawiamy na około 15-20 minut, żeby drożdże zaczęły pracować. Dodać około 4/5 pozostałej mąki (odrobinę zostawić do zagniatania), sól i zioła prowansalskie. Uwaga, mieszamy ciasto, nie wyrabiamy. Odstawiamy na około 3 godzin do wyrośnięcia tak, aby ciasto podwoiło swoją objętość.
Wyrośnięte już ciasto wyrabiamy i rozwałkowujemy na grubość około pół do jednego centymetra i kroimy na paski szerokości takiej samej. Lekko je rolujemy i wstawiamy do nagrzanego do 180 st. C piekarnika na 10-15 minut.

Smacznego!

P.S. Zamiast ziół prowansalskich możemy dodać coś zgoła innego, np. płatki chilli, czosnek, sól morską, sezam, mak, samą bazylię, czy rozmaryn. Wszystko, co tylko nam przyjdzie do głowy.

wtorek, 4 lutego 2014

Catch up! Czyli ketchup pomidorowo-morelowy



Przeglądając otchłanie internetu, natknęłam się na przepis na ketchup śliwkowy (wybaczcie, nie pamiętam już u kogo). Pierwszą moją myślą było: cholerka, ale jak to ze śliwek? Potem wgryzłam się bardziej w temat ketchupu jako takiego. Okazuje się, że (powtarzając za Wikipedią) ketchup jako sos pomidorowy sięga XIX wieku, jednakże jego poprzednik był chińską "zaprawą do ryb" zwaną kôe-chiap. Dopiero pod koniec XVII wieku dotarł on do Europy i zaczął funkcjonować pod nazwą catsup lub catchup.

Jak już wspomniałam na początku, ketchup nie miał w swoim składzie pomidorów, gdyż jest to stosunkowo nowy wynalazek. Za to był robiony z wielu innych składników, najczęściej owoców. Kolejna moją myślą było: a może by tak połączyć pomidory z jakimś słodkim owocem? Pierwszym świeżym słodyczem jaki mi przyszedł do łba była morela. Oczywiście robiąc wszystko "na winie" (co się nawinie, to do gara) powstał sos pomidorowo - morelowy, zwany morelowym ketchupem. Zaskakująco dobry. Idealny do hamburgerów, mięs, kanapek i innych parówek.


Ketchup morelowy

- 1 mała cebula
- 2 duże pomidory
- pół szklanki suszonych moreli
- 1 ząbek czosnku
- pół szklanki białego octu winnego 
- pół szklanki wody
- niecałe ćwierć szklanki fruktozy (można użyć cukru)
- przyprawy: czerwona papryka, gałka muszkatołowa, sól, pieprz cayenne, sproszkowany imbir, sól
- oliwa


W rondlu, podgrzewamy oliwę i szklimy na niej posiekaną w kostkę cebulę i zmiażdżony (wyciśnięty przez praskę) czosnek. Dodajemy pokrojone w kostkę morele, pokrojonego w kostkę pomidora (bez skory i pestek), wodę, ocet, fruktozę i przyprawy. Gotujemy do zmięknięcia moreli, czyli jakieś 15 minut. Gdy już owoce są miękkie, bierzemy w łapki blender i miksujemy na gładką masę. Schładzamy i viola - morelowy ketchup gotowy.


Smacznego!

Domowy Wyrób

niedziela, 2 lutego 2014

Żytni chleb z pieczonym czosnkiem







Leniwy niedzielny poranek. Jest kawa, książka, dzieci obok w pokoju są dziwnie cicho. Na śniadanie kilka kromek żytniego chleba z pieczonym czosnkiem. I masłem. Nic więcej do szczęścia nie potrzeba.


Ciasto zagniecione już wczoraj w nocy, żeby ładnie wyrosło. Ponieważ jest na drożdżach, a mąka żytnia jest cięższa od pszennej, ciasto potrzebuje odrobinę więcej czasu.


Żytni chleb z pieczonym czosnkiem

- 500 g żytniej mąki 
- 10 dkg świeżych drożdży (duża kostka)
- 10 ząbków czosnku polskiego  (główka chińskiego)
- 2 łyżeczki soli
- 350 ml wody
- 2 łyżki oleju z pestek winogron

W połowie wody rozpuszczamy drożdże. Woda nie musi być ciepła. Gdy lejemy zimną, drożdże potrzebują więcej czasu do pracy, ale za to chleb ma znacznie lepszy smak. Dodać około 2 łyżek mąki, poczekać około 20 minut aż grzybki zaczną się namnażać. Wsypać  mąkę, dodać olej, sól i wodę. Ciasto wymieszać, przełożyć do wysmarowanej oleję miski i zostawić do wyrośnięcia. W międzyczasie upiec czosnek bez obierania. Wystarczy mu około 25 minut w 180 st. C. Po ostygnięciu obrać.  Gdy ciasto podwoi swoją objętość, zagnieść je razem z upieczonym czosnkiem. Czosnek można rozdrobnić krojąc, lub mocno przyciskać w trakcie zagniatania, aby wycisnąć jego miąższ. Gdy ciasto stanie się gładkie i mocno rozciągliwe, uformować bochenek w jakim nam się kształcie podoba i wstawić do nagrzanego do 180 st. C piekarnika na jakieś 45 minut. Na dno piekarnik można włożyć naczynie żaroodporne z wodą, która parując sprawi, że pieczywo będzie miękkie w środku i chrupiące na zewnątrz.

Smacznego!

piątek, 31 stycznia 2014

Kartka z kalendarza - luty




Jeśli komuś się podobał poprzedni kalendarz na styczeń i chciałby sobie druknąć takowy na luty, to zapraszam.

czwartek, 30 stycznia 2014

Wyniki candy


Dzisiaj już 30.01.2014, więc przyszła pora ogłosić wyniki mojego małego rozdawnictwa. 

Nie zwlekając: 

1. Maszyna losująca jest pełna


2. Następuje zwolnienie blokady (czytaj dziecka się dorywają)


3. Z maszyny wypadają:

Dla młodszych


Dla starszych 


4. Zwycięzcom gratulujemy wygranych i prosimy się odezwać na naszego maila cardamomma@gmail.com ;)


P.S. Kiedy jest najlepszy czas na losowanie? Jak dzieci są padnięte i nie chcą współpracować, więc matka staje na głowie by się zainteresowały czymś więcej niż tylko laniem się po łbach ;) Kurtyna! Oklaski! ;)