czwartek, 15 maja 2014

Ostra zupa krewetkowa


Berlin. Rok 1997. W kieszeni zostało coś około 15 marek niemieckich (tak, kiedyś coś takiego było). Jak u wszystkich zresztą. Kanapka kosztuje 7,5 marki, papierosy 10. I jak tu kupić jedno i drugie? Oczywiście do spółki z kolegą. Jak nie trudno zgadnąć, na pierwszy rzut poszedł automat z fajkami. Dopiero potem żarcie. Spośród wszystkich rodzajów tych jakże zacnych dzieł z kajzerek przełożonych różnymi specyfikami były także te z krewetkami. Ponieważ nigdy wcześniej ich nie jadłam, a zawsze chciałam spróbować, tylko nie miałam odwagi (jakoś nie podchodził mi widok pędraków), z pewną dozą nieśmiałości zdecydowałam się właśnie na nie. Inna sprawa, że miałam dość wurstów. Kanapkę tę zjadłam nie widząc zawartości. I całe szczęście, że jej nie widziałam, bo pewnie bym stchórzyła i do końca dnia następnego chodziła o pustym żołądku (ale szlugi być musiały ;) ). I od tamtej pory wiem, że to jest coś, bez czego od czasu do czasu nie mogę się obejść. A że ostatnio mam fazę na wszystko co z morza, to nie mogło zabraknąć i tych małych robaczków.

Pikantna zupa krewetkowa

- 1 cebula czerwona
- 1 ząbek czosnku
- ok 2 cm imbiru
- 1 papryczka chili
- 1,5 łyżeczki żółtej pasty curry
- 1 puszka pomidorów
- 1 mała puszka mleka kokosowego (165 ml)
- 150 ml wody
- 400g krewetek
- sól
- kolendra bądź pietruszka do przybrania

Cebulę, czosnek, chili i imbir siekamy i do gara z rozgrzanym tłuszczem ( u mnie to było klarowane masło). Dodajemy pastę curry i mleko kokosowe. Pomidory kroimy w kostkę (lub coś koło tego) i ziu do kotła. Gotujemy około 10 minut. Dodajemy wodę, krewetki, solimy i czekamy aż krewetki się ugotują. Podajemy udekorowane pietruszką bądź kolendrą.

Smacznego!

Węglowodany: 3g
ŁG: 0,9

piątek, 9 maja 2014

3 fazy metody IG oraz spód do pizzy z kalafiora



Obiecałam Wam opis faz diety z niskim IG. Jak w większości diet odchudzających mamy 3 fazy: faza odchudzająca, wyprowadzająca i ostatnia - zdrowe odżywianie ;) Jak nietrudno zgadnąć będziemy dążyć do tej ostatniej.
Jeżeli więc masz nadwagę, chcesz zrzucić zbędne kilogramy itp. itd. zacznij od fazy 1 i stosuj ją przynajmniej 2 tygodnie (ubytek około 1-2kg/na tydzień, aczkolwiek naprawdę wszystko zależy od przemiany materii, czy stosuje się jeszcze ćwiczenia etc.).

Faza 1
Najbardziej restrykcyjna, ograniczająca węglowodany (ogólnie) do minimum czyli 20g na dzień, przy czym jest zastrzeżenie, że nie ćwiczysz. Po tych dwóch tygodniach przede wszystkim znika potrzeba wpierniczania słodyczy. Fajnie, nie? Oczywiście trzeba zamknąć na klucz wszelkie produkty zbożowe, cukier, a także ograniczyć owoce i mleko. To co jeść? Wszystko na co macie ochotę, byleby wyłączyć to, co powyżej. Nie znaczy to, że należy się obżerać! Aczkolwiek, gdy tylko pojawi się głód należy rozsądnie (co znaczy w dość wolnym tempie) przyjąć coś do otworu gębowego. Nie wolno chlać! Alkohol ma jednak to do siebie, że hamuje proces spalania tłuszczu, aż do momentu, gdy go nie wyoutujemy z naszego organizmu. I jeszcze jedno: CZYTAMY ETYKIETY. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile produktów jest tak naprawdę bez dodatku glukozy lub innej skrobii modyfikowanej. Ja znalazłam jedynie tylko kilka sztuk wędlin, które nie miały albo cukru, albo skrobi albo innej maltodekstryny. A ile w końcu można jeść tylko suchą krakowską albo schab? To jest jakiś koszmar.

Faza 2
W tej fazie chudnie się do 0,5kg/tydzień. Oczywiście do momentu dojścia do kolejnej fazy, ale o tym za chwilę. Chodzi o to by płynnie i stopniowo wprowadzać dodatkową ilość węgli.  To oznacza, że tydzień po tygodniu będziemy wprowadzać nowy "produkt". I tak np. w pierwszym tygodniu do dotychczasowego jadłospisu dodajemy 1 kromkę pełnoziarnistego pieczywa. W drugim tygodniu obok pieczywa np. owoc. I tak po kolei aż waga całkowicie się zatrzyma na amen. Czy można szybciej wprowadzać większą ilość węgli? Oczywiście, że tak, ale trzeba pamiętać by nie przesadzić i mimo wszystko uważać by były one z grupy niskiego IG/ŁG.

Faza 3
Czyli utknięcie na amen. Oczywiście w przenośni. To oznacza, że zostajemy na tym poziomie stosunku węgli.białka/tłuszczy, na którym wskazówka (bądź cyferki) na naszej wadze ani drgnie. Czyli około: 225g węgli, 125 białek i 67 tłuszczu.




Spód do pizzy z kalafiora jako świetna alternatywa dla mącznej odmiany

- 1 cały kalafior
- 1 jajko
- sól, pieprz, oregano, bazylia

Rozgrzewamy piekarnik do 220 st C. Kalafiora dzielimy na bardzo drobne różyczki i gotujemy w osolonym wrzątku około 4-5 minut. Po ugotowaniu poddajemy go upiększeniu blenderem do postaci czegoś podobnego do ryżu, Przekładamy do gazy i odciskamy. Pozbawiamy się nadmiaru wody. Mieszamy odsączonego kwiatka z jajkiem i przyprawami. Na blasze kładziemy pergamin, wykładamy na niego nasze ciasto i formujemy w dowolny kształt, jaki nam przyjdzie do łepetyny (grubość około 1cm). Wsuwamy blachę do nagrzanego już piekarnika i czekamy około 35-40 minut. Po tym czasie, wyjmujemy z piekarnika, przyozdabiamy składnikami do pizzy i ponownie zapiekamy.

Smacznego!

ŁG: 0,4
Węglowodany: 2,5g

Domowy Wyrób

wtorek, 6 maja 2014

Dialog sklepowy i sałatka z pstrąga z mango






Dialog zasłyszany w Lidlu (pisany fonetycznie):

Kobieta w sile wieku (60+) do mężczyzny na oko równolatka:
- Weź jeszcze tego mangosa.
- Co to tegomangosa?
- To to co leży na górze i kolorem przypomina japko. 

Tegomangosa wzięłam i ja z zamiarem raczej podarowania mojej rodzicielce, która po raz pierwszy ten owoc próbowała jakiś tydzień temu. I strasznie jej posmakował. Po kilku minutach cofnęłam się po drugiego, dzierżąc w dłoni pstrągasa. Ostatnio mam fazę na łączenie egzotycznych owoców z rybami i owocami morza. Zastanawia mnie co to może oznaczać. Kolejnego aliena się nie spodziewam, wyniki krwi mam dobre... Może to jakaś zawoalowana sugestia mojego cielska, że chce się udać gdzieś gdzie jest ciepło? Hmmm trzeba to przemyśleć.
Najpierw wyszedł mi:


Dressing z mango

- 1 jajko
- ok. 150-200 ml oleju roślinnego
- 1/2 mango
- 1 i 1/2 łyżeczki octu winnego białego
- 1 ząbek czosnku
- sól, pieprz

Jajko gotujemy dokładnie 3 minuty, obieramy ze skorupki i miksujemy z mango i czosnkiem. Doprawiamy solą i pieprzem. Dolewamy octu i kropla, po kropli dodajemy olej do naszej mikstury, cały czas  mieszając. Przestajemy aż sos zacznie gęstnieć.

ŁG: 0,3

Domowy Wyrób



Gdy tak myślałam coby tu jeszcze spsocić, zaczął się do mnie uśmiechać pstrąg. I nieważne, że był to tylko jego płat, ale mówił "no weź mnie zrób, tak do sałatki, ty wiesz jak". No i jak tu odmówić odmiennemu gatunkowi? Wzięłam i zrobiłam, żeby wziąć do pracy.


Sałatkę z pstrąga z mango na liściach szpinaku:

- filet z pstrąga (ok.250g)
- 1 mandarynka
- 1 ząbek czosnku
- dwie garście młodego szpinaku (wersja mini jest wygodna)
- 1 suszona bądź świeża papryczka chilli
- 1 łyżeczka oleju arganowego
- 1 ząbek czosnku
- 1/2 mango
- dressing z mango
- garść migdałów 
- garść słonecznika

Rybolca kroimy na małe kawałki i przekładamy do miski. Chilli kroimy, czosnek przepuszczamy przez praskę, z mandarynki wyciskamy sok i dorzucamy do naczynia. Pstrąg musi posiedzieć w tej marynacie jakąś godzinę. Następnie opróżniamy zawartość miski na patelnię i smażymy do miękkości (jakieś 5-7 minut). Układamy szpinak, na nim pokrojone w kostkę mango, rybkę. Polewamy dressingiem i posypujemy uprażonymi na suchej patelni migdałami i słonecznikiem.


ŁG : 0,4
Smacznego!