środa, 30 kwietnia 2014

Bezglutenowe pancakes w dodatku dla diabetyków


- Mamaaaaaa. Ja chcę naleśniki!
- Ale synku, za godzinę będzie kolacja.
- Nie. Kolacja za 10 minut! Naleśnikiiiiii. Mamaaaaa.

No weź tu nie zrób dzieciom naleśników. Ale tak co by nie stać przy tej cholernej patelni do usranej śmierci, matka wpadła na pomysł, żeby maksymalnie zapchać nimi dzieci. To znaczy zrobić bardziej sycące niż zwykle. Takie by po jednym, góra dwóch powiedziały dość. Czyli robimy amerykańską ich wersję, czyli grubaśne. Oczywiście w domu normalnej mąki pszennej u nas nie uświadczysz. Ponieważ matka nie lubi sobie co smaczniejszych dań odmawiać, więc poszukuje zamienników z niższym indeksem glikemicznym. Mąka gryczana ma IG równy 40. Czyli źle nie jest. I do tego jeśli ktoś choruje na celiakię, to mam informację: nie zawiera glutenu.


Amerykańskie bezglutenowe pancakes dla diabetyków

- 1 i 3/4 szklanki mąki gryczanej
- 1,5 szklanki mleka
- 2 jajka
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 1 czubata i 1 normalna łyżka stewii lub 2 czubate łyżki fruktozy
- 1/3 kostki masła
- 2 nakrętki ekstraktu waniliowego (żeby nadać aromat)

Masło rozpuszczamy w rondelku. Mąkę przesiewamy do miski razem z proszkiem do pieczenia i słodzidłem. Mleko mieszamy z rozpuszczonym masłem, ekstraktem i jajcami. Składniki płynne łączymy z sypkimi. Smażymy na suchej patelni na średnim ogniu tak, by zdążyły nam trochę podrosnąć. Możemy je jeść na przykład z bitą śmietaną.

Smacznego!

ŁG: 13,2

P.S. Wprawdzie ładunek glikemiczny jest wyższy od 10, ale niewiele. Dlatego od czasu do czasu jako deser można sobie je zafundować. Byle nie za często ;)

sobota, 26 kwietnia 2014

Dieta z niskim IG - część druga i pieczony omlet z sosem grzybowym.


W poprzednim poście pisałam o tym, że wszystkiemu winne są węglowodany. Oczywiście biorąc pod uwagę zdrowy rozsądek (że co to takiego?), NIE WOLNO ZREZYGNOWAĆ Z WĘGLOWODANÓW. Dlaczego? Bo tak w wielkim skrócie: dostarczają nam energii, witamin, błonnika. Sprawiają, że lepiej nam się myśli. Gdybyśmy jedli samo białko, za chwilę byśmy musieli przejść przeszczep nerek. I ja naprawdę nie żartuję.

W takim razie jak je jeść i jakie jeść?
Tradycyjnie mówi się, że w trakcie normalnego, zdrowego odżywiania, powinno się jeść około 60% węglowodanów. W rezultacie wygląda to tak, że jemy zazwyczaj mało wartościowe węglowodany szybkie, co sprawia, że nie dość, że nie chudniemy/zachowujemy zdrowej masy, to jeszcze tyjemy. Lepszym podziałem dla naszej szerokości geograficznej jest spożywanie 45% węgli , 25% białek i 30% tłuszczy.

Jak się ma to do kalorii? Zazwyczaj białka i węgle zawierają 4kcal na 1 g, a tłuszcze 9 kcal. Zgodnie z tymi zaleceniami, dorosły mężczyzna powinien jeść około 280g węglowodanów na dzień, 156g białek i 83g tłuszczów. Kobieta zaś 225g węgli, 125g białek i 67 tłuszczów. Co to dla nas oznacza? Żmudne liczenie i uczenie się przez kilka pierwszych miesięcy co, jak i jak dużo jeść. Oczywiście należy pamiętać, że pewne produkty nie składają się tylko z białka, czy węglowodanów. Np. taki łosoś na 100g porcję zawiera około 20g tłuszczu. Albo taki arbuz. Żeby zjeść 50 g węglowodanów w nim zawartych, trzeba by pożreć około 1kg. Dacie radę tyle zjeść? No może przez cały dzień, ale nie sądzę.

Indeks glikemiczny. Co to za ustrojstwo? Jest to pewien wskaźnik, który pokazuje jak dane produkty żywnościowy będą wpływać na stężenie cukru w naszej krwi.
Za Wikipedią:
Indeks glikemiczny jest definiowany jako średni, procentowy wzrost stężenia glukozy we krwi po spożyciu, przez reprezentatywną statystycznie grupę ludzi, porcji produktu zawierającej 50 gramów przyswajalnych węglowodanów. Wzrost poziomu cukru we krwi w przypadku spożycia 50 gramów glukozy przyjęto jako podstawę skali (100%).

indeks\ glikemiczny=\frac{stezenie\ glukozy\ we\ krwi\ po\ spozyciu\ produktu\ zawierajacego\ 50\ g\ weglowodanow}{stezenie\ glukozy\ we\ krwi\ po\ spozyciu\ 50\ g\ glukozy}*100


 Zazwyczaj wygląda to tak, że porównuje się go z czystą glukozą, która ma poziom IG 100. Podstawowa reguła mówi: możesz jeść wszystko, co ma niski indeks glikemiczny, czyli 35, od czasu do czasu średni, czyli 35-50, a powyżej tego, są to produkty dla Ciebie zakazane. Prawda, że proste?

No dobra, wcale nie do końca. To zagmatwajmy to jeszcze bardziej.Od niedawna funkcjonuje także pojęcie Ładunku Glikemicznego. Czym się on różni od IG? Ano tym, że uwzględnia wpływ przeciętnej porcji danego produktu na zmianę poziomu cukru i insuliny. Opierając się na IG posługuje się zawsze ilością 50g węglowodanów, a jak już mówiłam, żeby zjeść 50g węglowodanów arbuzowych, trzeba by zjeść tak naprawdę kilogram tego owocu, gdyż poza węglowodanami ma w sobie jeszcze dużo wody. Wzór na ładunek glikemiczny wygląda tak:

LG = \frac {W\cdot IG}{100}  

gdzie LG - ładunek glikemiczny
W - ilość węglowodanów w gramach
IG - indeks glikemiczny

Oczywiście chodzi o to by ŁG był jak najniższy, najlepiej poniżej 10

W następnym odcinku opiszę trzy fazy diety z niskim IG. Jeśli macie jakiekolwiek pytania, bądź chcecie podpowiedzi jak powinna wyglądać taka dieta z dnia na dzień, to piszcie. Chętnie odpowiem na wszelkie pytania.



Pieczony omlet z sosem grzybowym: (2 porcje)

Omlet
- 4 jajka
- 100 ml wody
- 100 ml śmietany
- sól, pieprz

Sos grzybowy
- 200g pieczarek, lub innych świeżych grzybów
- 100 ml śmietany
- ząbek czosnku
- łyżka masła
- szczypta gałki muszkatołowej
- szczypta tymianku
- sól, pieprz

Piekarnik nastawiamy na 200st. C. Naczynie żąroodporne smarujemy masłem i wlewamy do niego wszystkie wymieszane ze sobą (najlepiej widelcem by powstała jednolita masa) składniki omleta. Wkładamy do piekarnika na około 25 minut i pieczemy do zrumienienia.
Pieczarki kroimy i podsmażamy na rozpuszczonym maśle. Dodajemy wyciśnięty przez praskę czosnek, sól, pieprz, gałkę muszkatołową, tymianek i śmietanę. Delikatnie redukujemy.
Gorącym sos wykładamy na omlet.

Smacznego!

Węglowodany 3g
ŁG: 0,5

wtorek, 22 kwietnia 2014

Wytrawne pain perdu, czyli co zrobić z niezbyt świeżym chlebem.


Na fali bycia ekologicznym mówi się o tym, że marnujemy jedzenie. W moim domu nie da się nic zmarnować, bo... jestem mało zorganizowana.  Polega to na tym, że często kupuję za dużo pieczywa, które zazwyczaj się zeschnie. Za Chiny Ludowe nie udało mi się zmusić do tego by kupować go w odpowiedniej ilości. Wypracowałam więc zgoła inny sposób, który praktykowany był jeszcze przez moje prababcie. Z francuska zwane pain perdu, w rejonach mazowsza - chleb w jajku, a w naszym domu: pierdu pierdu lub popierdółka. Nie będę rozpisywała przepisu, bo jest tak banalny, że aż głupio. Należy rozbełtać surowe jajko w mleku i zamoczyć kromki pieczywa, a następnie smażyć na złoty kolor. Oczywiście smaży się naprawdę szybko. Mój dzisiejszy podwieczorek obejmował 3 kromki takiego przysmaku z żółtym serem, a do tego szklanka mleka.

O właśnie. Cóż to jest za mleko. Bo nie jest to taki zwyczajny płyn, jaki można kupić w sklepie. Czemu? Bo poza filtracją i schłodzeniem nie przechodzi przez żadną, absolutnie żadną obróbkę. Zapewne pomyślicie, że musiałam udać się na wieś do zaprzyjaźnionego chłopa, ale... no właśnie nie! Otóż ostatnio je odkryłam w samym środku kilkumilionowego miasta (no dobra, nie w środku, tylko w sypialni Warszawy). Wyobraźcie sobie, że w kilku miejscach na Ursynowie stoją mlekomaty. Są to automaty, w których można zanabyć przepyszne, świeże krówkowe mleczko prosto od chłopa! I to nie spotykając tego chłopa! Brzmi jak reklama porno, ale co tam ;)

Tak wygląda mlekomat.
Pełną ich listę znajdziecie TUTAJ.

W takim automacie można mieć zakupić butelkę wielokrotnego użytku (litrowa, plastikowa kosztuje 2 zł, szklana 4zł), wkłada się ją w miejsce, gdzie widać czerwoną strzałkę, wrzuca 4 bądź 2 zł (w zależności czy chcemy litr czy pół litra białej ambrozji) i viola.Możemy się cieszyć zdrowym i pysznym napojem, które z łatwością możemy przerobić chociażby na zsiadłe (kartonowego się nie da).

I jeszcze jedno: gdy pierwszy raz przyniosłam litr tego mleka do domu, zniknęło w przeciągu 15 minut, a amatorów odganiałam ze strachu, że rozbolą ich brzuchy. Moje zdziwienie było wielkie (ale i radość), gdy nie dość, że boleści nie było, to jeszcze znacznie lepiej się czuli niż po specjalnych mieszankach z obniżoną zawartością laktozy (istniało podejrzenie uczulenia na nią). 

sobota, 19 kwietnia 2014

Limonkowy curd, czyli odczarowywanie świąt


U nas w rodzinie nikt nie je mazurków poza jedną osobą, a rodzina dość liczna jest. Wynika to z tego, że tradycyjny mazurek jest zbyt... słodki. Jedliśmy już różne jego rodzaje, ale do tej pory jakoś ten gatunek ciasta kojarzy nam się z ulepkiem nie do przełknięcia. Dlatego w tym roku stwierdziłam, że odczaruję naszą świecką tradycję niejedzenia mazurków. Postanowiłam zastąpić cukrową pomadę limonkowym curdem. Sam w sobie też jest słodki, ale ponieważ limonki nadają mu kwaśność, więc da się go przełknąć. Oczywiście taka pomada nadaje się również do innych ciast, a znam też niektórych, którzy takowy curd potrafią jeść łyżeczką, bądź też jako smarowidło do chleba, podobne do nutelli. Od razu mówię, jest z fruktozą.


Limonkowy curd

- sok z 3 limonek
- skórka starta z 1 limonki
- 2 łyżki masła
- 1/2 szklanki fruktozy
- 3 jajka

Masło rozpuszczamy w garnuszku. Dodajemy wszystkie składniki i ciągle mieszając gotujemy kilka minut aż zgęstnieje (około 10 minut). Odstawić do ostygnięcia. Chłodny curd przełożyć do słoika i zakryć wieczkiem, ewentualnie od razu na ciasto. Można go zamkniętego przechowywać w lodówce do tygodnia.


Domowy Wyrób

sobota, 12 kwietnia 2014

Dieta oparta na niskim indeksie glikemicznym i domowy majonez dla diabetyków




 Od wielu lat pokutuje w nas przekonanie, że powinniśmy dostarczać taką, a nie inną ilość kalorii do organizmu i wystarczy ograniczyć ich ilość do tego by schudnąć. Przekonanie jest o tyle błędne, że w rezultacie możemy doprowadzić do przytycia lub niedożywienia. Dlaczego? Bo kaloria, kalorii nie jest bynajmniej równa. Przykładem mogą być wszelkie produkty light. Co z tego, że mają obniżoną zawartość tłuszczu, gdy tak naprawdę zwiększona ilość tzw. szybkich węglowodanów, w tym cukru, sprawia, że tyłki rosną. I mimo, że społeczeństwo na całym świecie spożywa coraz mniej tłuszczów, to jest coraz bardziej otyłe, prawda? Poza tym, na lekcjach biologii w starym systemie edukacji (nie widzę, że byłoby to uskuteczniane teraz), podkreślano jaką ważną rolę odgrywa tłuszcz, szczególnie zwierzęcy. To dzięki niemu możemy dostarczyć odpowiednią ilość witamin do organizmu, ponieważ większość z nich właśnie w tym tłuszczu się rozpuszcza. Także, kochani, to nie tędy droga.

Dobrze, wróćmy do IG. Wyobraźcie sobie, bądź przeprowadźcie eksperyment. Zjedzcie batonik i poobserwujcie siebie. W pierwszych kilku momentach będziecie weselsi, wręcz ożywieni. A potem... Potem następuje wyrzut insuliny do krwi i poziom cukru gwałtownie się obniża. Taka huśtawka sprawia, że mamy za chwilę ochotę na coś jeszcze. Najlepiej słodkiego, prawda? I co z tego, że wiemy, że zbyt wysoki poziom cukru we krwi jest zabójczy, kiedy tak po nim fajnie się czujemy? Niestety po jakimś czasu takiego odżywiania robimy się coraz bardziej ospali, wypruci z wszelkiej energii. Uzależniamy się od dużej ilości cukru, stąd właśnie te napady na słodkie, które my kobiety nazywamy napięciem przedmiesiączkowym ;). Kolejnym negatywnym aspektem jest stawanie się przez nasze komórki niewrażliwymi na insulinę. Łatwo to sobie uzmysłowić na obrazku naskórka na dłoniach osób pracujących fizycznie. Z wiekiem jest coraz grubsza, twardsza i ciężko ją przebić. Teraz wyobraźcie sobie, że ta dłoń to pojedyncze komórki receptorów. Im dłużej i mocniej są atakowane przez insulinę, tym bardziej stają się one na nią odporne. No i po trzecie, insulina przyczynia się do spowolnienia spalania tłuszczu, a co za tym idzie, zaczyna się on odkładać tu i ówdzie.
Biorąc pod uwagę trzy grupy produktów: białka, tłuszcze i węglowodany, te pierwsze mają naprawdę minimalny wpływ na poziom cukru we krwi, te drugie absolutnie żadnego, a ostatnie największy. Dlatego tak ważne jest byśmy wybierali produkty o niskim indeksie glikemicznym, czyli patrzymy na ich jakość, a nie ilość. Produkty o wysokim IG zostają natychmiast rozłożone i powodują gwałtowny skok najpierw glukozy, a potem insuliny we krwi. Takimi przykładowymi węglowodanami z wysokim IG są np ziemniaki w każdej postaci, oczywiście nasz zwykły cukier zwany sacharozą, biały ryż i pieczywo).

Co zrobić, by zacząć odżywiać się i żyć zgodnie z tym modelem żywieniowym? Chcecie wiedzieć więcej? Zostawcie komentarz, bo to od Was zależy czy pojawią się kolejne notki o IG i ŁG.


A teraz, żeby nie być gołosłowną:


Domowy majonez z czosnkiem

- 2 żółtka
- 1 łyżeczka musztardy dijon
- 2 łyżeczki octu jabłkowego
- sól i biały pieprz
- 200 ml oleju z pestek winogron
- 1 ząbek czosnku

Żółtka ubijamy wraz z musztardą, przeciśniętym przez praskę czosnkiem, solą i pieprzem na najniższych obrotach do połączenia się składników. Nie przerywając miksowania, dodajemy delikatnie olej (dosłownie po większej kropli). Gdy majonez zacznie gęstnieć, dodajemy ocet i możemy przyspieszyć dodawanie oleju do cienkiego strumienia. Gotowy majonez przekładamy do słoiczka/ów.
 Oczywiście zamiast czosnku możemy np. dodać chilli lub nie dodawać go wcale.
Smacznego!

Węglowodany: 0g
ŁG 0

Domowy Wyrób

wtorek, 8 kwietnia 2014

Piękny dzień na ogródku i dietetyczna szarlotka


 

Dzisiaj był piękny dzień. Aż pachniało wiosną. Można było usiąść na tarasie w krótkim rękawku i po prostu cieszyć się aurą. Wprawdzie porządków w ogródku jeszcze nie zdążyłam zrobić, ale i tak miło było zasiąść przy kawie i szarlotce, którą małe zręczne paluszki pomagały przygotować. Oczywiście samo ciacho zdecydowanie dietetyczne, dobre dla osób, które stosują żywienie w oparciu o indeks glikemiczny. Dzięki zastosowaniu mąki gryczanej oraz fruktozy, udało się zbić ten indeks naprawdę mocno.

Dietetyczna szarlotka
(przepis na 4 porcje)


 Mus jabłeczny
- 3 jabłka
- 1/4 łyżeczki cynamonu
- 1/2 łyżki fruktozy

Ciasto
- 3/4 szklanki mąki gryczanej
- 1 żółtko
- 1/4 szklanki fruktozy
- 20-30g zimnego masła
- szczypta soli

Mąkę przesiać do miski, dodać żółtko, fruktozę i szczyptę soli. Masło pokroić w kostkę i dokładnie wymieszać z zawartością naczynia. Uformować kulkę i wstawić na pół godziny do zamrażalnika.
Jabłka obrać, usunąć gniazda nasienne i pokroić w kostkę. Wrzucić do garnka. Dodać fruktozę i cynamon. Dusić pod przykryciem. Najlepiej żyłką ;).
W międzyczasie rozgrzać piekarnik do 180 st. C. Ciasto podzielić na dwie części (70:30%). Większą połowę ;) wyłożyć na spód foremki, na to ułożyć uduszone jabłka i dopiero na wierzch układać resztę ciasta. Można rwać palcami i wykonywać abstrakcyjne arcydzieła. Piec około 20 minut. Udekorować bitą śmietaną i zażerać.

Smacznego!