wtorek, 31 grudnia 2013

Hobbit: Pustkowie Smauga - subiektywnie od fanki Tolkiena


Święta, to najlepszy czas, żeby zrobić coś, czego zazwyczaj się nie robi. Szczególnie drugi ich dzień jest wyjątkowo nudny, dlatego Młodych należy podrzucić babci, a ze Starszą udać się do przybytku zwanego kinem.I to na film długo przez latorośl wyczekiwany, czyli Hobbit: Pustkowie Smauga. 


poniedziałek, 30 grudnia 2013

Koniec roku tuż, tuż

Ten rok był dla mnie intensywny emocjonalnie, więc czas na jego podsumowanie. Wprawdzie kończy się dopiero jutro, ale... Dzisiaj do mnie dotarło jakie moje dzieci są już duże. I pomogło tu stwierdzenie Alexa:
- Mama, ja sam zrobiłem sobie wodę z sokiem.
- To pięknie Kochanie - w końcu dzieci należy chwalić za samodzielność
- Bo ja już jestem prawie dużyyyy - wyrzucenie ramionek w górę i skakanie ma to uzmysłowić.

Rzeczywiście, dzieci są coraz większe. 13 latka mimo oglądania kucyków, potrafi rzucić ironiczną uwagą, która trafia w punkt dorosłego. 4 latki robią same sobie śniadanie. To akurat pomysł rodem z naszego przedszkola, który naprawdę się sprawdza - dzieciaki potrafią zjeść w ten sposób nawet warzywa. Na stół trafiają produkty, a chłopaki sami sobie pieczywo smarują masłem (potem masło wygląda, jakby się na nim wyżył ork), układają dodatki i potrafią obeżreć się po czubki uszu. Oczywiście nie przeszkadza im to w tym, żeby za 3 godziny być głodnym.

Co do mnie, to też "dorosłam" i stwierdziłam, że jakby mi było mało, to zapisałam się na podyplomówkę. A co? Czasu przecież, jak każda pracująca (także zawodowo) mama mam aż nadto, prawda? ;)

Także trzymamy kciuki, żeby dla wszystkich ten przyszły rok był emocjonalnie spokojniejszy, żeby upadków było znacznie mniej niż wzlotów, a także, żeby dzieci były coraz mądrzejsze, coraz bardziej wygadane i coraz lepiej wychowane ;)

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Kółeczka, czyli ryba co na święta być musi

Tradycja wzięta żywcem z domu rodzinnego mojego Mężczyzny. Jeśli na stole wigilijnym nie ma kółeczek, to nie jest to Wigilia. Czym w ogóle są? Odpowiedź jest banalna - są to kotlety rybne w zalewie octowo-cebulowej. Proste w robieniu, jedyny myk polega na tym, że muszą trochę w tej zalewie postać, co w naszym domu jest wyczynem samym sobie.


Kółeczka


- 1,5 - 2 kg filetów z mintaja
- 5-6 cebul dużych
- jajko
- bułka tarta
- koperek
- majeranek
- sól, pieprz
- ziele angielskie
- liście laurowe
- 2-3 łyżki cukru
- 8-12 łyżek octu


Zalewa:

Zagotować osoloną wodę, dodać pieprz, ziele i liście laurowe. Cebulę pokroić w paski, zagotować do lekkiego zmięknięcia. Z cukru zrobić karmel, dodać do zalewy razem z octem. Odstawić do ostygnięcia.


Kotlety:
Rybę z 1 cebulą zmielić na gładką masę, odcisnąć nadmiar wody. Dodać jajko, bułkę i przyprawy. Uformować kotlety i usmażyć. Gotowe kotlety układać warstwowo, zalać zalewą i odstawić na minimum 12 godzin, aby się przegryzły.

Smacznego!

niedziela, 22 grudnia 2013

Seria "Zwiadowcy", czyli coś dla troszkę większych dzieci

Dzisiaj troszkę z innej beczki, czyli recenzja. Uwielbiam czytać. Już jako dziecko marzyłam o domu, w którym byłby jeden pokój przeznaczony na bibliotekę. Oczywiście im większy, tym lepszy. A że jestem osobą, która czyta książki, które jej się spodobają po kilka razy (mój życiowy rekord to "Konik Garbusek", przeczytany w wieku 5-6 lat aż 16 razy), to taka biblioteka byłaby dla mnie rajem. Jednak życie zweryfikowało moje marzenia, gdyż mieszkając w 3 pokojowym mieszkaniu w 5 osób ciężko jest wygenerować jeszcze miejsce na owo cudo.

Nie mniej zaczytuję się nadal. Dogłębnie wnikam w słowo pisane i nierzadko trzeba mnie prawie siłą wyrywać z objęć bohaterów i ich losów. Nie inaczej było z całą serią "Zwiadowcy" Johna Flanagana Wydawnictwa Jaguar. Jest to seria z cyklu fantasy, ale nie ma tu czarów czy krasnoludów i elfów. Raczej nazwałabym je książkami o podłożu historycznym, gdyby nie wymyślone nazwy państw. Chociaż nawet i one są bardzo podobne do realnych. Istnieją tu Skandianie, którzy są odzwierciedleniem naszego wyobrażenia Wikingów czy Skottowie - zamieszkujące góry plemiona, paradujące w kiltach. Brzmi znajomo? A jednak mimo wszystko czuć powiew świeżości, po wampirach i wilkołakach, królujących ostatnio na rynku fantasy.

Źródło
Serię otwierają "Ruiny Gorlanu", w którym młody czytelnik poznaje piętnastoletniego Willa - sierotę, który pragnie być rycerzem. Jego wątła muskulatura oraz niski wzrost uniemożliwiają mu dostanie się do odpowiedniej szkoły. I gdy nad jego głową wisi, jak miecz Damoklesa, zostanie chłopem pańszczyźnianym, na scenie pojawia się Halt - królewski zwiadowca, który zgadza się przyjąć go na naukę. Człowiek ów jest tajemniczy, wzbudzający nieśmiałość, a w zwykłych ludziach nawet strach. Will przystaje na to i uczy się szacunku do innych ale także do samego siebie. Poznaje siłę przyjaźni, a także determinacji.
Jest to książka dla młodzieży i jako taka została napisana prostym językiem trafiającym do każdego, nawet do takich staruszków jak ja ;) Historia w niej zawarta dosłownie przelewa się do wyobraźni czytelnika. Jeżeli więc szukacie dobrego prezentu dla swoich pociech w wieku od 11 lat wzwyż, rozejrzyjcie się za tą serią. Moja starsza 13-letnia dostanie kolejnych 5 tomów na Gwiazdkę i wiem, że na bank będzie zachwycona.



P.S. Mimo, że to książki dla nastolatków, to i ja podbierałam je swojej córze i przeczytałam już wszystkie włącznie z dwunastym tomem ;)

środa, 18 grudnia 2013

Projekt: szafka z kawą i przyprawami

Krok po kroku staram się zorganizować, poukładać i odgruzować kolejne partie domostwa. Najważniejsze, żeby nie brać wszystkiego na raz. Krok po kroku, szafka po szafce, szuflada po szufladzie. Inaczej jak zwykle utonę w koszmarze wszystkiego dookoła, nie starczy mi czasu na całą resztę i będzie doopa zbita, bo wszystko na ostatnią chwilę wepchnę spowrotem do szafki, robiąc jeszcze większy Saigon. A jeszcze do tego biorąc pod uwagę, że jestem ograniczona trójką Szkodników Nadzwyczajnych, potocznie zwanych moimi dziećmi, to szafka, którą wzięłam dzisiaj na ogień wyglądała tak (uwaga zdjęcie kompromitujące):


Oczywiście jeszcze daleko jej do ideału, ale pierwsze kroki poczynione. Ponieważ nie jestem fanką kupowania wszystkiego za wszelką cenę, szczególnie, że ilość słoiczków na przyprawy urasta u mnie do niewyobrażalnych rozmiarów (uwielbiam tę różnorodność przypraw i kupuję prawie wszystkie jak leci), to część została zaimprowizowana w słoikach po kawie, przecierach pomidorowych, a także pudełkach śniadaniowych, do których pogubiły/połamały się wieczka. Wygląda to teraz tak:


Chyba troszkę lepiej, prawda? ;)

niedziela, 8 grudnia 2013

Przedświąteczne przygotowania

Nie straszne mi sprzątanie, gotowanie, spacery, czy nawet porządkowanie zabawek. Najtrudniejszą chyba pracą każdej matki jest wymyślanie co żywe dzieci (moje w wieku 4 lat) mogą robić by się nie nudzić przez chociaż chwilę. Dzisiaj padło na robienie ozdób z masy solnej. Co jest do tego potrzebne? Oprócz oczywistej oczywistości, czyli masy solnej potrzebne są : foremki do ciastek i cerata na stół. Starsze mogą same coś ulepić. W moim przypadku był to obrus foliowy, który ostał się po urodzinach chłopaków. Idealny by można było wszystko szybko uprzątnąć.



Masę solną robimy z:

- szklanki mąki
- szklanki soli
- pół szklanki wody
Wszystkie składniki wsypujemy do miski i ugniatamy ciasto (ma odchodzić do rąk).



Potem wykrawamy z nich "ciasteczka".


Gorsze jest potem czekanie aż się nasze dzieła sztuki wysuszą. Aby przyspieszyć ten proces wsadziłam je do piekarnika nastawionego na 120 st. C. Suszyły się około godziny.



Potem już tylko farby w ruch i oto jak wygląda nasze dzieło.


A Wy? Jakie macie sposoby na nudę u dzieci?

piątek, 6 grudnia 2013

Powrót

Od dzisiaj wracam na dobre. Nie tylko z gotowaniem, ale ogólnie ze wszystkim co związane jest z domem. Poczyniłam już pewne kroki w kierunku zmiany jakości swojego życia. Zaczynam od tego, co najważniejsze - domu. Zamierzam być w końcu zorganizowana, systematyczna i... nie wiem co ;). Na początek rzuciłam się w wir odgracania domu.Wywalam wszystko z szafek/szuflad, wyrzucam co niepotrzebne, zdewaluowane, zniszczone. Tu muszę nadmienić, że administracja bloku, w którym mieszkam wyszła z genialną propozycją. Na jednej z klatek udostępnili pomieszczenie gospodarcze nazwane "Podaj dalej". Miejsce to służy wymianie. Jeśli są rzeczy, których chcemy się pozbyć, a są niezniszczone, to zanosimy tam. Jeśli znajdziemy coś na miejscu, co nam się przyda, bierzemy. Takie lokalne miejsce do swapowania. Uważam, że to genialny wręcz pomysł. Jutro mam zamiar zanieść tam trochę zabawek i ciuchów. Może komuś się przyda. A ja systematycznie będę się pozbywać przydasiów, napotemów, jakschudniesiów i tym podobnych przypadków. Mam pomysł na systematyczność w moim wydaniu. Pomysł jeszcze się nie dopracował, ale jak na razie idzie nieźle. Idea zakłada zrobienie planera/notatnika/listownika/pomysłownika/planu lekcji i zajęć/adresownika/narzędzia do kontroli wydatków. Na chwilę obecną jestem na etapie robienia formularzy. Jak je zrobię, to opublikuję, może komuś się przyda :)